Na łamach poniedziałkowej "Gazety Wyborczej" Witold Gadomski pisze o naszym artykule z "Plusa Minusa" (3–4 czerwca) dotyczącym kryzysu lustracyjnego i zarzuca nam powielanie mitów. Mitów, o których pisaliśmy, że są mitami. To dość osobliwe.
"Pisanie o historii, gdy żyją jej uczestnicy, jest jednak ryzykowne" – zauważa redaktor, odrzucając postawioną przez nas tezę (choć nie jest ona niczym nowym), mówiącą, że wydarzenia czerwca 1992 r. były bez precedensu w historii III Rzeczypospolitej. Zakładamy, że redaktor Gadomski czytał tekst Dominiki Wielowieyskiej, również z poniedziałkowego wydania "Wyborczej" (znalazł się w dodatku "Ale Historia"). Tu pojawia się pierwszy zgrzyt, bo czy gdyby chodziło o jakikolwiek inny upadek rządu, a trochę ich było w latach 90., to czy wieloletnia redaktorka „GW" zadawałaby sobie trud napisania tekstu wymagającego tyle zachodu? Czy poświęcono by mu pierwszą stronę flagowego dodatku historycznego "Wyborczej"?
Trudno powiedzieć, w którym miejscu powielamy tak groźne, według Gadomskiego, mity. Pisaliśmy o Lechu Wałęsie, który chcąc przejąć inicjatywę podczas czerwcowego impasu, doprowadził do nocnego upadku rządu. Fakt, że obalenie rządu premiera Olszewskiego odbyło się w nocy z 4 na 5 czerwca, dodał temu dramatyzmu. Pełen cytat z sobotniego tekstu: "Nocne okoliczności upadku gabinetu stały się bowiem doskonałym argumentem do uczynienia zeń trwałej legendy o ciemnych siłach bezpieczniackiego układu, które na drodze spisku zagrodziły drogę »prawym i sprawiedliwym«".
W innym miejscu narracja z "Plusa Minusa" zbliża się do proponowanej w poniedziałek przez Wielowieyską. Choćby kiedy piszemy o ukonstytuowaniu się mitu "nocnej zmiany" za pomocą książki duetu Kurski, Semka "Lewy czerwcowy" lub gdy wspominamy słynny dokument "Nocna zmiana" (zwracając uwagę na kunszt realizatorski, który Wielowieyska określiła jako "sensacyjną otoczkę"). Nie wspomnieliśmy jedynie o popularnej piosence Kultu i zwrocie "Panie Waldku, pan się nie boi", który trwale zadomowił się w słownikach wielu Polaków. To wszystko sprawia wrażenie, jakby Witold Gadomski nie do końca zrozumiał nasze, zdawać by się mogło, czytelne intencje. Mówiąc o mitach i legendach nie musimy ich powielać. Możemy za to zwracać uwagę na ich genezę i strukturę. Nie ma w tym nic złego.
Redaktor "Wyborczej", demaskując nasze rzekome fałsze, oznajmia: "Prawda była znacznie prostsza – gabinet Olszewskiego nie miał w Sejmie większości i zależał od poparcia PSL i KPN – partii, które zagłosowały za utworzeniem rządu, ale do niego nie weszły. Gdy poparcie wycofały, rząd upadł, bo takie są demokratyczne mechanizmy". A co my twierdzimy: "Od początku swego istnienia mniejszościowy rząd Olszewskiego »wisiał na włosku«. Ostatecznie upadł, gdyż premier okazał się słabym negocjatorem, niezdolnym do poszerzenia wspierającej go koalicji. Przyznaje to szczerze sam Jarosław Kaczyński...". Czy dostrzegają państwo różnice?