Dr hab. Bolesław Sprengel: Dzielnicowi to nie relikt PRL

W ostatnich latach dużo zrobiono dla przybliżenia mieszkańcom dzielnicowych. Na klatkach schodowych są ich zdjęcia i numery telefonów. Żeby jednak zapobiec w przyszłości odwróceniu tego procesu, warto by przywrócić posterunkom rangę jednostek policyjnych - postuluje historyk z UMK w Toruniu

Aktualizacja: 19.02.2017 07:43 Publikacja: 19.02.2017 07:37

Dr hab. Bolesław Sprengel: Dzielnicowi to nie relikt PRL

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Identyfikowanie współczesnego dzielnicowego z tak samo nazywanym przedwojennym policjantem oraz peerelowskim milicjantem jest grubym nieporozumieniem i utrudnia zrozumienie zadań stawianych mu w przeszłości. Dzielnicowy pojawił się na terenie byłego Królestwa Polskiego już w 1919 r. i to jeszcze przed formalnym powołaniem Policji Państwowej ustawą z 24 lipca 1919 roku. W 1926 r., w związku z trudną sytuacją gospodarczą kraju i oszczędnościami w budżecie zmniejszono etaty policyjne o 5910 osób, tj. o 15 proc. stanu etatowego z 1925 roku. Dokonano reorganizacji służby śledczej. Zlikwidowano Policję Polityczną. W tej sytuacji powołanie w całym kraju instytucji „przodowników-dzielnicowych” miało zapewnić efektywniejsze wykorzystanie posiadanych kadr.

Zgodnie z rozkazem komendanta głównego Policji Państwowej z 1926 r. dzielnicowi mieli być we wszystkich komisariatach miejskich „uszami i oczami” kierownika. W instrukcji w miarę precyzyjnie określono tylko kryterium ludnościowe: od 4 do 10 tys. mieszkańców na jednego dzielnicowego.

Ewolucja dzielnicowego

Po wojnie w Milicji Obywatelskiej przywrócono stanowisko dzielnicowego. W peerelowskich instrukcjach wpisano zadania związane z inwigilacją opozycji politycznej. Nadal dzielnicowy był przede wszystkim „okiem i uchem” milicji i od niego w dużym stopniu zależało, co widział, a na co przymknął oko, ponieważ jednak komisariaty były rozliczane ze statystyki przestępczości kryminalnej, a nie walki z opozycją polityczną, to tego typu informacje były bliższe dzielnicowym.

W wyniku przeprowadzonej w 1990 r. reformy służb porządkowych pierwszy raz w historii policja została określona jako „formacja służąca społeczeństwu i przeznaczona do ochrony bezpieczeństwa ludzi oraz do utrzymania bezpieczeństwa i porządku publicznego” (art. 1 ust. 1 ustawy o Policji z 6 kwietnia 1990 r.). Jednak w czasie tworzenia policji nie uniknięto błędów. Zezwolono na swobodę w ustalaniu liczby dzielnicowych. Powołanie w większości gmin wiejskich posterunków policji lokalnej spowodowało z reguły likwidację tam dzielnicowych. Gwałtowny wzrost liczby prowadzonych postępowań karnych spowodował nad-mierne angażowanie dzielnicowych do pracy dochodzeniowej. Ich zaszeregowanie nie było atrakcyjne finansowo dla doświadczonych policjantów. Zniesiono obowiązek spędzania określonego czasu w rejonie służbowym.

Dobre zmiany „dobrej zmiany”

Od 1999 r. posterunki policyjne przestały być jednostkami policyjnymi, stały się tylko komórkami organizacyjnymi. Ułatwiło to ich likwidację mimo sprzeciwów samorządów, które wcześniej wspierały finansowo posterunki. W ten sposób pozbawiono dostępu do policji najsłabszych, np. potrzebujących pomocy ludzi w podeszłym wieku, dla których wyjazd do odległego komisariatu jest prawdziwą wyprawą. Już samo istnienie posterunków wpływało pozytywnie na stan bezpieczeństwa. Swoje znaczenie miały zapalone wieczorem światła w ok-nach posterunku i stojący przed nim radiowóz. Badania przestępczości wskazują, że im częściej mieszkańcy widzą policjantów, tym czują się bezpieczniej i wyżej oceniają ich pracę. Przywracanie przez obecny rząd posterunków jest krokiem w dobrym kierunku. Żeby jednak zapobiec w przyszłości odwróceniu tego procesu, warto by przywrócić posterunkom rangę jednostek policyjnych, tak jak to było od 1919 do 1998 roku. Pozytywnie należy też ocenić utworzenie w styczniu 2017 r. stanowiska starszego dzielnicowego. Warto pomyśleć o utworzenia jeszcze etatu młodszego dzielnicowego. To pozwoliłoby zwiększyć możliwość awansu poziomego i jeszcze lepszą stabilizację na stanowisku dzielnicowego.

W ostatnich latach dużo zrobiono dla przybliżenia mieszkańcom dzielnicowych. Na klatkach schodowych są ich zdjęcia i numery telefonów. Na stronach internetowych komend dodatkowo informacje o terenach odpowiedzialności. Lokalne gazety organizują konkursy na najpopularniejszego dzielnicowego. Coraz częściej są oni laureatami ogólnopolskiego konkursu „policjant, który mi pomógł”. Wydane 20 czerwca 2016 r. zarządzenie nr 5 komendanta głównego policji należy uznać za kolejny krok w dobrym kierunku. Uwolniono dzielnicowych od obowiązku prowadzenia dochodzeń i wykonywania szeregu innych zadań. Uwzględnienie w pracy dzielnicowego planowanych działań priorytetowych odpowiada nowoczesnym metodom zarządzania przez rozwiązywanie problemów. Bardzo ważna jest konieczność uwzględnienia w tym planie mierzalnych celów oraz ewaluacji. Cenne jest szkolenie dzielnicowych, w tym w zakresie komunikacji społecznej.

Polska znowu drugą Japonią

Bardzo ważne jest wprowadzenie mobilnej aplikacji pozwalającej na kontaktowanie się z dzielnicowym, ale jest to rozwiązanie dla osób korzystających z nowoczesnych technologii, a nadal jest liczne grono słabo sobie z nimi radzące. Warto rozważyć od lat obowiązujący np. w Japonii zwyczaj wizytowania raz w roku przez policjantów z lokalnych posterunków, tzw. koban, wszystkich mieszkańców. Częstszego odwiedzania wymagają osoby nieporadne z powodu choroby lub wieku oraz zagrożone patologiami. Przynajmniej chociaż w takim zakresie możemy być „drugą Japonią”. Wizyty u mieszkańców powinny ułatwić dzielnicowym poznać ich problemy związane z przestępstwami i wykroczeniami, a tym samym realizować nowoczesną koncepcję „community policing” (służenie społeczności – przyp. red.), polegającą na zapewnianiu bezpieczeństwa i porządku zgodnie z oczekiwaniami mieszkańców, a nie wymogami statystyki kryminalnej.
Wbrew niektórym opiniom dzielnicowi to nie relikt PRL. To na ich barkach spoczywa np. obowiązek sporządzania niezliczonej liczby opinii. Przekazanie tego obowiązku w ręce przypadkowych policjantów mogłoby doprowadzić do poważnych szkód społecznych. Od ich znajomości mieszkańców rejonu zależy jakość tych danych i szybkość ustalania sprawców przestępstw. Tylko ze znanym osobiście i budzącym zaufanie policjantem wielu mieszkańców może podzielić się uwagami na temat różnych zagrożeń. Dzielnicowy nie może być jak yeti, o którym wszyscy wiedzą, że istnieje, ale prawie nikt go nie widział.

dr hab. Bolesław Sprengel jest historykiem, profesorem Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, pracownikiem naukowym Katedry Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Międzynarodo-wego Wydziału Politologii i Studiów Międzynarodowych.                                  

Identyfikowanie współczesnego dzielnicowego z tak samo nazywanym przedwojennym policjantem oraz peerelowskim milicjantem jest grubym nieporozumieniem i utrudnia zrozumienie zadań stawianych mu w przeszłości. Dzielnicowy pojawił się na terenie byłego Królestwa Polskiego już w 1919 r. i to jeszcze przed formalnym powołaniem Policji Państwowej ustawą z 24 lipca 1919 roku. W 1926 r., w związku z trudną sytuacją gospodarczą kraju i oszczędnościami w budżecie zmniejszono etaty policyjne o 5910 osób, tj. o 15 proc. stanu etatowego z 1925 roku. Dokonano reorganizacji służby śledczej. Zlikwidowano Policję Polityczną. W tej sytuacji powołanie w całym kraju instytucji „przodowników-dzielnicowych” miało zapewnić efektywniejsze wykorzystanie posiadanych kadr.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Dubravka Šuica: Przemoc wobec dzieci może kosztować gospodarkę nawet 8 proc. światowego PKB
Opinie polityczno - społeczne
Piotr Zaremba: Sienkiewicz wagi ciężkiej. Z rządu na unijne salony
Opinie polityczno - społeczne
Kacper Głódkowski z kolektywu kefija: Polska musi zerwać więzi z izraelskim reżimem
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Wybory do PE. PiS w cylindrze eurosceptycznego magika
Opinie polityczno - społeczne
Tusk wygrał z Kaczyńskim, ograł koalicjantów. Czy zmotywuje elektorat na wybory do PE?