Piotr Kłodziński: Leki będą droższe

Na ograniczeniu liczby aptek i wprowadzeniu nowych zasad właścicielskich stracą prawie wszyscy. Również argument o repolonizacji nie wytrzymuje zderzenia z faktami – pisze Piotr Kłodziński, prawnik ze Związku Pracodawców Aptecznych PharmaNET.

Aktualizacja: 08.02.2017 19:32 Publikacja: 08.02.2017 19:27

Piotr Kłodziński: Leki będą droższe

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

W Sejmie procedowany jest projekt ustawy ograniczający liczbę aptek i wprowadzający zasadę – apteka dla aptekarza. Stosowane będą  kryteria demograficzne i geograficzne - aptekę będzie można otworzyć w określonej ustawą odległości od innych aptek przy zachowaniu odpowiedniej ilości mieszkańców w przeliczeniu na każdą aptekę. Na planowanych zmianach w prawie farmaceutycznym stracą prawie wszyscy.

Po pierwsze, nie szkodzić

Rozpocznijmy od diagnozy - dziś mamy w Polsce około 15 000 aptek, co daje nam jedną aptekę na około 2500 mieszkańców.

Zdaniem niektórych jest ich zbyt wiele. Rzeczywiście, w ostatnim czasie nie tylko otwiera się wiele nowych, powstających jak grzyby po deszczu aptek, ale i zamykanych z powodów ekonomicznych jest całkiem sporo innych. Faktem jest, że wśród otwieranych placówek dominują apteki sieciowe – czyli prowadzone przez sieci, firmy które posiadają więcej niż 5 aptek. Aptekę  indywidualną prowadzi indywidualny farmaceuta prowadzący nie mniej niż jedną i nie więcej niż pięć aptek. W obecnej sytuacji rzadko się zdarza, by jedna osoba była zarówno właścicielem jak i kierownikiem apteki.

Zalety obecnej sytuacji na rynku (w której aptek jest wiele, a niemal połowę z nich stanowią „sieciówki”) są takie, że pacjenci kupują tańsze lekarstwa i coraz mniejsza odległość dzieli ich miejsce zamieszkania od najbliższej apteki. Rzadko już się zdarzają, powszechne 10 lat temu, wycieczki przez całe miasto do jednej apteki w której leki są wyjątkowo tanie. Teraz te apteki do których kiedyś kolejki sięgały 50 albo i 100 metrów, zamieniły się w sieci. W mieście nie ma już jednej taniej apteki, jest ich wiele.

Czy to właśnie cena decyduje o popularności apteki? Oczywiście  tak, ale nie tylko ona. Z badań wynika, że pacjenci stawiają nie tylko na apteki tanie, ale i te dogodnie zlokalizowane – w pobliżu miejsc zamieszkania, jak i przychodni czy szpitali. Interesuje ich szybka, ale kompetentna obsługa, dobra porada, nieduża kolejka, a przede wszystkim dostępność leków. Od tego bowiem czy mogą zrealizować za jednym razem całość swojej recepty zależy przecież ich czas. Jednak na możliwość realizacji całej recepty, a więc prawidłowego przeprowadzenia procesu farmakoterapii, wpływa również cena leku i zasobność portfela pacjenta. Wciąż w niektórych regionach Polski 30% pacjentów odchodzi od okienka z pustymi rękoma, ponieważ lekarstwa okazały się być zbyt drogie.

Dalej i drożej

Sporo jednak ma się zmienić. Izby Aptekarskie, wraz z Naczelną Radą Aptekarską przy niewielkiej pomocy posłów wniosły do Sejmu projekt, który zakłada, że wyłącznie wykształcony farmaceuta będzie mógł zostać właścicielem apteki. Nie będzie on również mógł posiadać ich więcej niż 4, a pomiędzy aptekami będzie musiała zostać zachowana minimalna odległość 500 lub 1000 metrów w linii prostej. Ograniczenia te nie będą jednak dotyczyć funkcjonujących już aptek. 

Ratio legis planowanych zmian jest oczywiście rzekome dobro pacjenta. Wnioskodawcy twierdzą, że farmaceuci zatrudnieni w aptekach sieciowych przymuszani są do tego, żeby sprzedawać jak najwięcej leków. Istnienie tanich, sieciowych aptek ma powodować, że Polacy zażywają zbyt wiele lekarstw. Diagnoza ta jest co najmniej niepełna, gdyż nie uwzględnia wpływu reklam, braku właściwej edukacji oraz tego, że połowę aptecznego asortymentu można kupić na stacjach benzynowych.

Proponowane rozwiązania nie uwzględniają tego, że w aptece prowadzonej przez indywidualnego farmaceutę, zarówno właściciel jak i pracownicy realizują poza misją, także cele biznesowe. Nie bowiem życzliwości i poczuciu misji piekarza zawdzięczam to, że dziś rano mogłem kupić w piekarni świeże bułki; myślę, że istotnym motywatorem była dla niego chęć osiągnięcia zysku. Tak samo jest w aptekach. Zrozumiałbym gdyby ktoś postanowił ustawowo wzmocnić pozycję i niezależność kierownika apteki, jednak taki postulat jak dotąd się nie pojawił. Nie taki jest bowiem rzeczywisty cel zmian.

Tanie apteki, dają przede wszystkim możliwość wykupienia lekarstw pacjentom, których inaczej na te leki zwyczajnie nie byłoby stać. Ograniczenie dostępności produktów oraz podniesienie ich cen nigdy nie jest korzystne dla konsumentów. A do tego właśnie doprowadzi ograniczenie ilości aptek i likwidacja sieci.

Walka z aptekarskimi sieciami

Dlaczego wspominam o likwidacji sieci, skoro aktualnie istniejących aptek zmiana ta nie dotknie? Każda duża organizacja, pozbawiona możliwości rozwoju, zaczyna się kurczyć. Nawet zakłady energetyczne stale poszukują możliwości rozwoju i polepszenia jakości infrastruktury, sieci telefonii komórkowej oferują coraz to wyższe standardy rozmów i transmisji danych. W służbie zdrowia przez wiele lat było przeciwnie. Państwowe szpitale tonące w długach wraz z kolejnymi cięciami budżetowymi, wpadały tylko w spiralę zadłużenia. Działo się to właśnie przez  brak myślenia w szerszych perspektywach. Po wprowadzeniu ograniczeń, sieci aptek będą istniały jeszcze najwyżej 10-15 lat.

Zastanówmy się co te konsekwencje oznaczają dla polskiego pacjenta. Będzie on musiał przebyć dłuższą drogę do apteki, a kiedy już tam dotrze, zapłaci więcej. Skąd przekonanie że leki w aptekach podrożeją? Po pierwsze, jak argumentują lobbujący za zmianami farmaceuci – dzisiaj apteki otwierają się często w swoim bliskim sąsiedztwie. To oczywiście prowadzi do wojny cenowej pomiędzy nimi. Wbrew twierdzeniom farmaceutów, na tej wojnie zwyciężają nie sieci, a właśnie pacjenci, którzy dzięki konkurencji między aptekami mogą kupić tańsze leki. Kiedy odległość do następnej apteki wzrośnie o co najmniej 1000 metrów, farmaceuta, nie czując na plecach oddechu konkurencji, będzie mógł podnieść ceny. Drugą, nie mniej istotną kwestią, jest o wiele słabsza pozycja negocjacyjna pojedynczych aptek aniżeli sieci, w starciu z hurtowniami czy producentami. Skorzystają więc przede wszystkim hurtownie i zagraniczne koncerny produkujące leki, które w stosunku do indywidualnego farmaceuty czują się o wiele pewniej, niż w starciu z menadżerami zarządzającymi siecią aptek. Słynne są już programy lojalnościowe i grupy zakupowe dzięki którym właściciele indywidualnych aptek, związują się z jedną hurtownią i to węzłem trwalszym od małżeńskiego. To często małżeństwa bez wyjścia, oparte na zabezpieczonych hipotekach nieruchomości i wekslach.

Wydawać by się mogło, że najwięcej na planowanych zmianach zarobią farmaceuci. Być może, ale nastąpi to najprawdopodobniej dopiero za kilka lat, gdy większość sieci wycofa się z Polski. Okres prosperity indywidualnych właścicieli aptek  również nie zbyt długo. Farmaceuta świeżo po studiach może zażądać dziś w niektórych miejscowościach nawet 5-7 tysięcy złotych pensji.

Mam tu na myśli jedynie początkujących farmaceutów; zarobki kierowników aptek bywają jeszcze wyższe. Wynika to z faktu, że w Polsce mamy aktualnie mniej niż 2 farmaceutów przypadających na jedną aptekę. Za chwilę, zgodnie z prawem posiadać będzie można cztery apteki. Powstanie więc w Polsce kilkadziesiąt farmaceutycznych dynastii – mąż, żona, syn i córka (wszyscy farmaceuci) – posiadających ustawowe 16 aptek. Zatrudnią oni mniej zamożnych kolegów po studiach, których nie będzie stać na otwarcie własnej apteki (koszt takiej inwestycji wynosi około 300-500 tysięcy złotych). Zatrudnią ich za oczywiście mniejsze pieniądze, gdyż miejsc pracy będzie mniej, a ilość chętnych taka sama, albo nawet większa. Kierownik apteki może znowu zarabiać 3-4 tysiące złotych, tak jak 10 lat temu. Na razie jednak kierownicy aptek popierają projekt, wierząc, że dzięki niemu każdy z nich będzie sam sobie panem na swojej ziemi. Jest to nadzieja złudna, ale na tyle mocno oddziałująca na wyobraźnię,  że projekt uzyskał poparcie większości środowiska.

Farmaceutyczna postprawda

Szczególną uwagę należy zwrócić na pokazywanie i wyolbrzymianie pewnych patologii w celu stworzenia odpowiedniej atmosfery medialnej. W dniu w którym po raz pierwszy obradował parlamentarny zespół do spraw regulacji rynku farmaceutycznego, w prasie ukazały się wycieki rzekomych maili z zamazanymi nazwami sieci, w których managerowie nazywali zatrudnianych przez siebie farmaceutów „przygłupami” czy „małpami”.

Do dziś nie wiadomo o jaką sieć aptek chodziło, ani kto za takie słowa odpowiada. Próbuje się także upowszechnić postulat w myśl którego w aptece sieciowej farmaceuta jest do czegokolwiek przymuszany. Najczęściej do przyjmowania pacjentów, raz na kilka minut. Oczywiście, w każdej firmie stawia się na efektywność pracowników, sieci nie są tutaj wyjątkiem.

Najczęściej funkcjonujące w nich systemy zachęcania pracowników do wydajniejszej pracy są lepiej dopracowane, niż w aptekach indywidualnych.

Z drugiej strony farmaceuci przychodzący do aptek sieciowych skarżą się na to, że w aptekach indywidualnych byli poddawani regularnemu mobbingowi, straszeniu wyrzuceniem z pracy czy też, że dostawali część wypłaty „pod stołem”. Oczywiście zdaniem przedstawicieli farmaceutów do takich sytuacji doprowadziła w dużej mierze silna konkurencja, stresująca i wywierająca presję na indywidualnych farmaceutach. Nie sposób jednak czynić zarzutu taksówkom, że stanowiły zbyt silną konkurencję dla woźniców dorożek konnych. Chociaż to woźnice w walce z nieuchronnym postępem zastrajkowali i sparaliżowali Paryż na dłuższy czas.

Wszyscy stracimy

Pojawia się także argument z repolonizacji aptekarskiego rynku. Niestety i on nie wytrzymuje zderzenia z faktami. Na 390 sieci aptek w Polsce, tylko 5 z nich to podmioty zagraniczne. Ich udział w polskim rynku wynosi 4% . To polskie sieci apteczne zaczęły odnosić sukcesy na zagranicznych rynkach. Okazuje się jednak że czas ukrócić polską przedsiębiorczość, odcinając te firmy od możliwości rozwoju w ich własnym kraju. Jedno jest pewne, kiedy za 15-20 lat cofniemy te zmiany (a w końcu przecież tak się stanie), polskich dużych graczy już nie będzie. Wtedy zagraniczne sieci połkną polski, farmaceutyczny plankton. Ten który jakimś cudem nie trafi wcześniej w szpony prawdziwych rozgrywających na tym rynku – hurtowni i producentów leków, wielkich firm z miliardowymi budżetami.

Nie odmawiam dobrych chęci politykom i aptekarzom którzy forsują ten projekt. Doświadczenie życiowe jednak uczy, że dobre chęci to niestety nie wszystko. Na projekcie skorzystają nieliczni, a stracimy niemal wszyscy.

W Sejmie procedowany jest projekt ustawy ograniczający liczbę aptek i wprowadzający zasadę – apteka dla aptekarza. Stosowane będą  kryteria demograficzne i geograficzne - aptekę będzie można otworzyć w określonej ustawą odległości od innych aptek przy zachowaniu odpowiedniej ilości mieszkańców w przeliczeniu na każdą aptekę. Na planowanych zmianach w prawie farmaceutycznym stracą prawie wszyscy.

Po pierwsze, nie szkodzić

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie polityczno - społeczne
Agnieszka Markiewicz: Zachód nie może odpuścić Iranowi. Sojusz między Teheranem a Moskwą to nie przypadek
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Rada Ministrów Plus, czyli „Bezpieczeństwo, głupcze”
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Pan Trump staje przed sądem. Pokaz siły państwa prawa
Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem