Dzień po śmierci białoruskiego dziennikarza, który pracował w Kijowie, wśród przedstawicieli ukraińskich władz, zaczyna dominować przekonanie, że zabójstwo to „próba zdestabilizowania sytuacji w kraju".
– Mogę potwierdzić, że wśród rozważanych wersji zabójstwa to jedna z podstawowych – powiedział dziennikarzom przedstawiciel Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Juryj Tandyt. – Będą, niestety, jeszcze inne wiadomości, które zostaną wykorzystane do tego, by pokazać, że na Ukrainie nie istnieje żadna władza – dodał.
SBU nie poinformowała, w jaki sposób śmierć jednego dziennikarza – nawet w centrum stolicy – mogłaby zdestabilizować sytuację na Ukrainie. Rosyjscy dziennikarze jednak porównują ostatnie zabójstwo z zamordowaniem w 2000 roku założyciela portalu Ukraińska Prawda Georgorija Gongadzego. Tamto zabójstwo doprowadziło do pierwszych protestów przeciw rządom ówczesnego prezydenta Leonida Kuczmy. – Śmierć Szeremeta pewnie nie doprowadzi do tak silnego kryzysu politycznego – stwierdził Andriej Desnicki z Moskwy.
Część ukraińskich ekspertów i dziennikarzy wskazuje jednak, że tamto morderstwo (Georgija Gongadzego) nie zostało do końca wyjaśnione i w mechanizmie ukrywania prawdy tkwią m.in. przyczyny obecnej zbrodni. – Kondolencje [po śmierci Szeremeta] będą składali ci sami, którzy od 16 lat składają je z powodu Gongadzego – powiedział ekspert wojskowy Jurij Butusow.
Dla specjalisty od wojska zabójstwo ma też inne znacznie. – To jest prawdziwy terroryzm. A mordercy są całkowicie pewni swojej bezkarności – dodał.