Strzelanie do uczestników antyrządowych protestów na kijowskim Majdanie rozpoczęło się 18 lutego 2014 roku. Wtedy w ciągu dwóch dni ofiarami strzałów padło 77 osób. Ogółem w trakcie kilkumiesięcznego protestu zginęły 104 osoby i 19 funkcjonariuszy MSW.
Pod koniec grudnia prokurator generalny Ukrainy Jurij Łucenko oświadczył, że śledztwo w tej sprawie już się zakończyło. Według niego odpowiedzialność za morderstwo ponad stu osób na Majdanie ponoszą były prezydent Wiktor Janukowycz oraz ówcześni szefowie MSW i Służby Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) Witalij Zacharczenko i Ołeksandr Jakimenko. Wszyscy znajdują się w Rosji. To na ich rozkaz funkcjonariusze jednostki specjalnej MSW Berkut (została zlikwidowana po rewolucji w 2014 roku) mieli strzelać do protestujących.
Dotychczas ukraiński sąd skazał jednego z tak zwanych tituszek (na Ukrainie określa się tak bandytów wynajętych do rozbijania manifestacji) Jurija Krysina, który uczestniczył w zabójstwie dziennikarza portalu Wiesti Wiaczesława Weremija. Usłyszał jedynie wyrok w zawieszeniu. Oprócz kilku byłych funkcjonariuszy Berkutu, wobec których toczą się postępowania, reszta sprawców jest na wolności.
Podobnie sytuacja wygląda z zabitymi na Majdanie funkcjonariuszami MSW. W poniedziałek ukraińska prokuratura generalna podała, że kilka osób już usłyszało zarzuty w tej sprawie. Nie sprecyzowała jednak, kim są te osoby.
– Sprawę zabitych na Majdanie prowadzi śledczy prokuratury generalnej Serhij Gorbatiuk. Są pewne siły, które na wszystkie sposoby próbują uniemożliwić mu prowadzenie tego śledztwa – mówi „Rzeczpospolitej" kpt. Ołeksij Aresztowycz, znany ukraiński analityk wojskowy.