W dwóch lokalach McDonald's pracownicy zagłosowali za strajkiem 4 września. Położone w Croydon i Cambridge placówki zastrajkują domagając się płacy godzinowej na poziomie 10 funtów za godzinę, pewności zatrudnienia i formalnego uznania istnienia związku zawodowego w McDonald's.

Wybór daty strajku, jak twierdzi „The Guardian", nie jest przypadkowy. Tego dnia w USA przypada Święto Pracy i strajk w ten dzień ma podkreślić solidarność brytyjskich związkowców z BFAWU (Bakers, Food and Allied Workers Union) z pracownikami fastfoodów na całym świecie. Na pomoc brytyjskim pracownikom McDonald's przybyli związkowcy z Nowej Zelandii, w której dzięki ich akcjom zdelegalizowano tzw. kontrakty zero godzin oraz podniesiono płacę minimalną. Brytyjczyków wspomogą też związkowcy z Belgii.

Brytyjski McDonald's twierdzi, że robi wszystko by dobrze i sprawiedliwie traktować pracowników. Rzecznik podkreślił też, że zaledwie 0,01 procenta pracowników sieci będzie strajkować 4 września. W Zjednoczonym Królestwie McDonald's zatrudnia 85 tysięcy osób, więc łatwo policzyć, że strajkować będzie mniej niż setka. Niedawno sieć wprowadziła też wewnętrzną regulację, która gwarantuje pracownikom minimalną ilość godzin pracy.

Z podobnymi problemami McDonald's musi mierzyć się w USA, gdzie również pracownicy sieci (oraz konkurentów) domagają się płac na poziomie 15 dolarów za godzinę. W niektórych stanach USA, po podniesieniu płac, McDonald's zaczął intensywniej automatyzować swoją działalność. Automatyzację można zaobserwować również w Polsce, gdzie w lokalach McDonald's coraz liczniej pojawiają się automatyczne kioski do zamawiania. W naszym kraju lokale sieci standardowo zatrudniają pracowników na umowę o pracę. Sieć zatrudnia około miliona ludzi na całym świecie.

W przypadku brytyjskiego strajku McDonald's nie musi niepokoić się jego skalą. Niepokojące może być dla niego to, że pracownicy z różnych krajów próbują działać wspólnie. Być może wzięli sobie do serca dawne hasło o tym, by pracownicy z różnych krajów się łączyli.