Napój energetyczny Tiger nie jest dla swojego producenta łatwą marką. Przez wiele lat Maspex toczył spór sądowy z firmą FoodCare o prawa do nazwy stworzonej z udziałem boksera Dariusza Michalczewskiego. Od ubiegłej środy rozwija się największy w historii firmy kryzys, wywołany przez reklamę, zdaniem niektórych – bezczeszczącą pamięć warszawskich powstańców.
Bojkoty są krótkie
Mimo że utrata półek dwóch sieci stacji benzynowych może firmę zaboleć, doświadczeni stratedzy reklamowi twierdzą, że Tigerowi kryzys mocno raczej nie zaszkodzi. – Bojkoty w Polsce nie działają, jeśli chodzi o efekt sprzedażowy, jesteśmy mało wrażliwi społecznie – mówi „Rzeczpospolitej" Tomasz Bartnik, partner w agencji reklamowej One Eleven. – Akceptujemy ubrania produkowane w Azji w niewolniczych warunkach, ekologia też się nie liczy – zauważa.
Bojkoty społeczne pojawiają się regularnie, eskalują i szybko odchodzą. – W ciągu ostatnich kilku miesięcy mieliśmy bojkot wody Cisowianka, za to że opowiedziała się po stronie prolife, i nawoływania do bojkotu Staropolanki za współpracę z prawicową linią odzieży – zauważa Adam Miecznikowski, szef strategii w agencji reklamowej Publicis. Dodaje, że część oburzonych osób zwykle chce wykorzystać kryzys do własnych celów, by zaistnieć społecznie – dodaje.
Za szybko, zbyt młodzi
Za kryzys z Tigerem pośrednio winna jest duża dynamika publikacji materiałów w mediach społecznościowych. Odwrotnie niż w tradycyjnych kampaniach reklamowych, klient agencji zwykle nie nadzoruje dokładnie publikacji. – W mediach społecznościowych trzeba szybko pisać posty – tłumaczy Tomasz Bartnik. – Nie ma możliwości, by dyrektor marketingu Maspexu sprawdzał każdy post w mediach – dodaje.