Dwaj najwięksi producenci karmy dla kotów – Nestlé i Mars (marki takie jak Friskies, Sheba czy Whiskas) musieli w ostatnim czasie mierzyć się z krytyką warunków, w jakich łowione były półprodukty do ich wyrobów. Importowały bowiem ryby (i owoce morza) z Tajlandii, której branża rybołówstwa oraz przetwórstwa jest oskarżana, między innymi, o handel ludźmi. Co oznacza, że ryby mogą łowić tam ludzie mający wręcz status niewolników. Praktyki stosowane przez tamtejszy firmy obejmują także nadmierną eksploatację łowisk naruszającą równowagę ekologiczną. Zarówno naruszenia praw człowieka, jak i brak dbałości o równowagę w przyrodzie nie podobają się coraz bardziej świadomym konsumentom, którzy nie chcą karmić swoich kotów karmą pochodzącą z takich źródeł.

Konsumenci w USA, jak informuje serwis Consumerist.com, brali udział w akcjach przeciwko takim praktykom producenckim, a nawet pozwali Nestlé w 2015 roku w związku z korzystaniem z surowców wytwarzanych przez niewolników. To wszystko sprawiło razem, że zarówno Nestlé, jak i Mars zdecydowały się obiecać, że nie będą kupować półproduktów z niepewnych źródeł. Ma to zapewnić konsumentom pewność, że karma dla ich zwierząt jest produkowana w etycznych warunkach oraz nie narusza nadmiernie zasobów środowiska naturalnego.

Praktyki tajskich producentów są dość proste – statki-przetwórnie miesiącami nie zawijają do portów w Tajlandii, przekazując sobie nawzajem ryby itp. w efekcie tajski rząd nie jest w stanie kontrolować na bieżąco warunków w jakich pracują pracownicy tych przetwórni ani tego na jakich łowiskach łowione są ryby. Sama praktyka zwana z angielska „transshipment" nie jest co do zasady nieetyczna, jednak ułatwia ona nieuczciwym producentom wykorzystywanie siły roboczej.

Z podobnymi problemami, jak Nestlé i Mars musiał się niedawno zmierzyć amerykański gigant handlu detalicznego Costco. Konsumentom nie spodobało się, że sprzedawane w sklepach tej sieci krewetki mogą być łowione przez niewolników.