Jest wiele przyczyn takiego stanu rzeczy: przestarzałe technologie, brak rynkowej specjalizacji i pomysłu na rozwój, prawdziwa zapaść eksportu ( przede wszystkim w państwowym sektorze obronnym), ograniczenie liczby wojskowych programów badawczych.
Załamanie zbrojeniowego eksportu
Tę listę słabości można uzupełniać i w nieskończoność wydłużać. Jak jednak znaleźć wyjście z pata i czy jest recepta na znaczącą poprawę konkurencyjności zbrojeniówki, poprawę miejsca obronnego sektora w światowych rankingach – zastanawiali się 8 marca br. uczestnicy warsztatu eksperckiego Narodowego Centrum Studiów Strategicznych zatytułowanego „Polski przemysł zbrojeniowy na rynku globalnym". Było to już czwarte, z całego cyklu spotkań ekspertów, przedstawicieli resortów i praktyków biznesu – poświęconego strategii przemysłowo – obronnej RP, zagadnieniom bezpieczeństwa i konkurencyjności. Partnerem medialnym projektu jest „Rzeczpospolita".
- Jeśli miarą siły i międzynarodowego znaczenia krajowej zbrojeniówki jest wielkość eksportu polskiej broni i sprzętu wojskowego, to wynik musi budzić rozczarowanie - mówiła podczas warszawskiego spotkania Weronika Myck, ekspert NCSS.
A trzeba sobie zdawać sprawę , że już teraz mało spektakularne wyniki zagranicznej sprzedaży wcale nie oddają pełnego obrazu sytuacji: w ostatnich latach do eksportowego wyniku dodawaliśmy wartość sprzętu , wycofywanego z armii, który udało się upłynnić za granicą. Bilans transakcji eksportowych był też zniekształcony przez sprzedaż do zagranicznych firm macierzystych, części i komponentów, przede wszystkim lotniczych, przez ich spółki zależne, takie jak PZL Mielec, czy WSK Świdnik.
W poszukiwaniu narodowej specjalizacji
- Ja zmienić tę sytuację? Czy restrukturyzowane, polskie spółki poradzą sobie same, czy też powinny postawić na współpracę z wielkimi, zagranicznymi koncernami i w nich upatrywać źródła przyszłościowych technologii? Na jaką specjalizację należałoby się zdecydować, a z czego zrezygnować, aby iść do przodu i niepotrzebnie nie tracić pieniędzy i energii? - pytał Marcin Piasecki redaktor Rzeczpospolitej, moderujący dyskusję.