Inwestycje sojuszu to szansa dla polskich przedsiębiorców, bo to głównie do nich trafią zamówienia – nie ma wątpliwości Mariusz Kordowski, prezes Centrum Analiz Strategicznych i Bezpieczeństwa. Szczegóły inwestycji są tajne, ale wiadomo, że natowski tort ma być podzielony głównie pomiędzy firmy budowlane, informatyczne i te dostarczające systemy łączności (lub ich elementy).
Tegoroczny budżet Programu Inwestycji NATO dla Polski zamyka się kwotą 231,5 mln zł. To ponad trzy razy więcej niż w poprzednim roku (69,4 mln) i niemal dwukrotnie więcej niż w 2015 r. (119,4 mln).
Według MON unowocześniane będą wojskowe lotniska, na których powstaną m.in. kolejne składy paliwowe. NATO zainwestuje też w „zapewnienie łączności pomiędzy ośrodkami kierowania a samolotami bojowymi", co oznacza budowę odpowiednich pomieszczeń, jak i wyposażenie ich w specjalistyczny sprzęt, np. anteny i systemy komputerowe. Rozbudowa czeka systemy łączności Marynarki Wojennej.
Inwestycjami owocuje wzmacnianie wschodniej flanki paktu. Nową infrastrukturę (m.in. budynki z wyposażeniem) zyskają natowskie jednostki w Bydgoszczy: batalion łączności, Centrum Szkolenia Połączonych Sił i tzw. Grupa Integracyjna (powstała dwa lata temu, by przygotować przerzut szpicy NATO do Polski).
Z kolei dzięki zamówieniom z MON prawdziwe żniwa ma zbrojeniówka. Polska Grupa Zbrojeniowa (60 spółek, 20 tys. pracowników) w niektórych fabrykach broni zamierza wprowadzić pracę na zmiany. A jeszcze niedawno część zakładów ograniczała produkcję do czterech dni w tygodniu. – Dla wielu spółek to rewolucja, załogi nawykły do innego tempa i fajrantu o 14.30 – przyznaje Arkadiusz Siwko, prezes PGZ.