Krzysztof Krystowski, wiceprezes Leonardo Helicopters wskazuje, że jeszcze niedawno, decyzje MON o wyborze francuskich helikopterów dla wojska podcinały skrzydła lubelskim PZL. „Świdnik” - największy producent śmigłowców w kraju wręcz otarł się o poważne ryzyko pozostania wyłącznie montownią komponentów i kompozytowych struktur lotniczych dla pozostałych firm włosko brytyjskiego koncernu – twierdzi Krystowski. Zmiana rządowych decyzji w sprawie caracali przywróciła nadzieję na technologiczny awans zakładów, które od półwiecza produkują śmigłowce.
- Rola producenta lotniczych części i komponentów to nic złego. Dla PZL to nawet bardzo dobry, stabilny biznes. Dzięki niemu od lat prosperujemy nie najgorzej i spokojnie myślimy o przyszłości. Tyle, że ambicje mamy zdecydowanie większe – mówi wiceprezes Leonardo Helicopters.
Na rozdrożu
Największa fabryka helikopterów w Polsce, która do tej pory wyprodukowała tysiące kompletnych maszyn, nadal chce być ośrodkiem, w którym śmigłowce są projektowane i budowane od „a” do „z”, a potem serwisowane i utrzymywane w sprawności w całym cyklu życia. - Jesteśmy w szczególnym momencie. Wojskowe zamówienia wciąż mogą przesądzić, o strategicznych decyzjach dotyczących świdnickiego ośrodka - przekonuje Krystowski.
Wiceszef Leonardo nie ma wątpliwości, że ulokowanie pod Lublinem produkcji kompletnych śmigłowców, nawiązanie strategicznych, długofalowych relacji z Siłami Zbrojnymi nawet, gdy przedsięwzięcie negocjuje zagraniczny inwestor i właściciel zakładów, którego celem jest przecież robienie biznesu - służy narodowemu bezpieczeństwu. Krystowski: – Wystarczy prześledzić politykę zakupową koalicjantów w NATO. Nie ma sojuszniczej armii, która zrezygnowałaby z możliwości zaopatrywania się w lotniczy sprzęt wyprodukowany lokalnie, jeśli tylko taka możliwość istnieje.
- Obecnie wciąż wiele zależy od polskich władz. Umocnienie śmigłowcowego ośrodka w Świdniku jest możliwe i pozostaje w zasięgu ręki – przekonuje Krystowski.