W pierwszej połowie 2016 r. po raz pierwszy od kilku lat wzrosła liczba uniewinnień. Było ich 4642. O ponad 100 proc. więcej pieniędzy wydaliśmy w tym czasie na zadośćuczynienia za niesłuszne skazanie. Państwo musi płacić za błędy prokuratorów i sędziów. Powinno płacić słono – twierdzą karniści.
Porażka prokuratury
Najnowsze statystyki Ministerstwa Sprawiedliwości nie napawają optymizmem. W pierwszej połowie 2016 r. wzrosła liczba uniewinnionych. Tak zwany procentowy udział uniewinnionych w ogółem osądzonych wyniósł 2,80, w 2014 r. – 2,56, a w 2004 r. – 2,32. To pierwszy wzrost od kilku lat. Skąd się wziął? Prokuratorzy, choć nieoficjalnie, rozpoznają powody.
– Częste zmiany prawa i procedury, organizacyjny bałagan, stan zawieszenia, z którym prokuratura borykała się pod koniec 2015 r., i nieustanny nacisk na statystyki. To wszystko mogło spowodować wzrost liczby uniewinnień – uważają. Eksperci twierdzą, że to wymierny efekt wejścia w życie kontradyktoryjnego procesu.
– W nowym modelu postępowania karnego uniewinnienie po przeprowadzeniu rozprawy zapadało w nieco innym układzie niż dziś – tłumaczy dr Jan Wałejko z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach.
Sąd, który orzekał na podstawie przepisów o kontradyktoryjnym procesie, musiał orzec o uniewinnieniu, zawsze gdy w trakcie przewodu ujawnią się wątpliwości, które nie zostały usunięte w postępowaniu dowodowym. Uniewinnienie zapada zatem, gdy oskarżyciel nie przełamie wątpliwości rodzących się w trakcie procesu.