Osoba, która była poddana przemocy, często nie chce zeznawać albo wycofuje swoje wcześniejsze zeznania,bo zwyczajnie boi się. Trudno też jej podjąć decyzję. Łudzi się, że będzie lepiej, albo straciła nadzieję, że sprawcę uda się w ogóle ukarać. Nie wierzy w skuteczne działanie wymiaru sprawiedliwości.
A bez zeznań głównego świadka wielką sztuką jest przygotować akt oskarżenia i wnieść go do sądu.
Z tego, co pan mówi, wynika, że tego rodzaju przestępstwa często są w umarzane?
Niestety tak. Powodów jest wiele. Jeden to ten, o którym pani m już mówiłem, czyli lekceważące traktowanie spraw przemocy w rodzinie. Trzeba umieć również rozmawiać z osobą, która często przez lata była bita i poddawana przemocy psychicznej. Niewiele osób w prokuraturze jest do tego przygotowanych. Nie ma bowiem specjalizacji. Przyjęło się, że każdy prokurator powinien umieć poprowadzić każdą sprawę. A to duży błąd. Brak odpowiedniej komórki często skazuje te sprawy na niepowodzenie.
Poza tym, gdy już sprawa o przemoc w rodzinie trafi na wokandę, to w sądzie często prowadzi ją prokurator, który nie przygotował akt oskarżenia, a tylko zapoznał się z aktami przed sprawą. Na wokandzie tego dnia ma natomiast sześć różnych spraw z rzędu. Siłą rzeczy więc jego skuteczność jest mniejsza. To nie on był przecież autorem aktu oskarżenia.
Problem hurtowego traktowania aktów oskarżenia bierze się z tego, że w prokuraturze panuje odwieczny problem z niedoborem kadr. Tak jest od lat i nic się w tym zakresie nie zmieniło, chociaż w ostatnim czasie ściąga się do pracy w prokuraturze radców prawnych oraz adwokatów.