Donald Trump rzadko przyznaje się do błędu. Tym razem zrobił to po burzliwych konsultacjach z najbliższymi współpracownikami, w tym sekretarzem stanu Mikiem Pompeo i doradcą ds. bezpieczeństwa Johnem Boltonem. Ostatecznie przekonała go groźba dymisji szefów najważniejszych agencji amerykańskiego wywiadu, których analizę działania rosyjskich hakerów Trump odrzucił w Helsinkach, wspierając w zamian wersję Putina.

Ale w Białym Domu konferencja prasowa Trumpa została także uznana za „niepatriotyczną". „Wall Street Journal" wśród innych mediów uważa, że „pokazała słabość Ameryki na świecie". A to może nie spodobać się twardemu elektoratowi republikanów, od którego zależy sukces w wyborach do Kongresu w listopadzie.

Do pisemnej deklaracji, jaką przeczytał przed dziennikarzami, Trump dodał jednak zdanie, że obok Rosji „wielu innych" mogło się też przedostać do skrzynek mailowych sztabu demokratów. Podkreślił ponadto, że jego ekipa nie współpracowała w tym czasie z Kremlem.

To na długo jednak nie uspokoi sytuacji. W wywiadzie, jakiego udzielił Fox News, prezydent wywołał już kolejną kontrowersję. Na pytanie, czy zamierza bronić tak małego członka NATO jak Czarnogóra, prezydent przyznał: „Rozumiem, co pan mówi. Sam zadaję sobie to pytanie. Czarnogóra jest małym krajem zamieszkałym przez bardzo silnych ludzi. Są to ludzie bardzo agresywni, w każdym razie mogą stać się agresywni i wtedy gratulacje: mamy trzecią wojnę światową. Ale tak to zostało zrobione".

W czasie szczytu w Brukseli pod koniec tygodnia Trump zasugerował, że może wyprowadzić Amerykę z NATO, jeśli europejscy sojusznicy nie zaczną więcej płacić na sojusz. Oskarżył też Niemcy o pełne podporządkowanie się Rosji, szczególnie gdy idzie o dostawy energii.