Rz: Wciąż nie milkną echa wizyty Donalda Trumpa w Polsce. Wielu ekspertów i polityków było pod wrażeniem przemówienia prezydenta USA. Jak ocenia pan jego umiejętności retoryczne?
Prof. Grzegorz Łęcicki: Pod względem sztuki oratorskiej przemówienie Donalda Trumpa było znakomicie przygotowane i wygłoszone. Zwróciłbym uwagę na mowę ciała: podniesioną prawą rękę z zaciśniętą pięścią, czyli gest siły, gdy mówił o bohaterstwie, walce, zmaganiach narodu; ale też na pozytywnie nacechowany gest otwartej dłoni czy najprostszy gest życzliwości, jakim jest uśmiech. Trump reagował na reakcje słuchaczy, potrafił wykorzystać zaistniałą sytuację, jak wtedy, gdy odwrócił się do powstańców warszawskich. Widoczna była jedność między przekazem werbalnym i niewerbalnym. W dużym stopniu Trump mówił więc to, co naprawdę myśli.
A jak ocenia pan samą treść przemówienia?
Było nacechowane wielkim ładunkiem emocjonalnym. Prezydent Trump nawiązywał do powstańców warszawskich, kombatantów, weteranów. Pokazał, że zna polską historię. Przywołał postacie Kopernika, Chopina czy zapomnianego błogosławionego męczennika bp. Michała Kozala. Nawiązał do mszy papieskiej z 1979 r., przywołując słowa śpiewanej wówczas w Warszawie pieśni: „My chcemy Boga!". Było to bardzo istotne. W przemówieniach polskich polityków – różnych opcji – bardzo rzadko pojawia się odniesienie do politycznej myśli Kościoła, zwłaszcza do nauczania Jana Pawła II. Jest tylko hasło „wolność", bez pogłębienia o to, czego najwybitniejszy Polak nas nauczał.
Pojawiły się głosy, że było to przełomowe, historyczne przemówienie.