Relacja z Nowego Jorku
Gdy Trump przyjechał do Waszyngtonu przed piątkową inauguracją, jego sztab ciągle borykał się z obsadzaniem ważnych stanowisk w administracji. W końcu ustalono, że „aby nie zakłócać pracy rządu", około 50 stanowisk w Departamencie Stanu oraz w resorcie bezpieczeństwa nadal będą zajmować osoby nominowane przez poprzednią administrację. Wśród nich jest m.in. szef jednego z najbardziej kluczowych resortów – Departamentu Stanu. Do zatwierdzenia kandydatury nominowanego przez Trump Rexa W. Tillersona obowiązki sekretarza stanu pełnić będzie nominowany kiedyś przez Obamę Thomas Shannon jr.
Dzień przed inauguracją tylko dwóch z 15 nominowanych członków prezydenckiego gabinetu zostało zatwierdzonych przez komisje kongresowe: John E. Kelly, który został szefem Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego, oraz gen. James Mattis – sekretarz obrony.
Eksperci zwracają też uwagę, że grupa ludzi, którą nominował do swego gabinetu Trump, jest najmniej zdywersyfikowaną od inauguracji Ronalda Reagana w 1981 r. i pierwszą od 1989 r., w której nie ma przedstawiciela społeczności latynoskiej. Gabinet Donalda Trumpa tworzyć będą głównie biali mężczyźni. Rodzynkami są tam: czarnoskóry Ben Carson, który ma się zająć resortem mieszkań i rozwoju miejskiego, azjatyckiego pochodzenia Elaine Chao, nominowana na sekretarza Departamentu Transportu, oraz Betsy DeVos, którą Trump wybrał na szefa Departamentu Edukacji. Brak choćby jednego przedstawiciela demokratów.
„Moi kandydaci mają najwyższe IQ ze wszystkich gabinetów prezydenckich, jakie mieliśmy" – chwalił się Trump podczas piątkowych uroczystości, nie przejmując się krytyką.