Zebrani w czwartek wieczorem w Gabinecie Owalnym Białego Domu senatorowie od kilkunastu minut przekonywali Donalda Trumpa, jak trudno jest ograniczyć imigrację do USA z krajów afrykańskich, Haiti i Salwadoru, gdy prezydent nagle stracił nad sobą kontrolę.
– Dlaczego my w ogóle pozwalamy przyjeżdżać ludziom z tych gównianych państw? Na co nam więcej Haitańczyków? Wyrzućmy ich – mówił podniesionym głosem, sugerując chwilę później, że lepiej byłoby ściągnąć imigrantów z Norwegii, której premier kilka dni wcześniej odwiedziła Waszyngton.
Pod cienką warstwą politycznej poprawności stosunki rasowe pozostają w Ameryce napięte. Mimo ośmiu lat rządów pierwszego czarnego prezydenta Baracka Obamy, systematycznie wybuchają zamieszki w biednych dzielnicach amerykańskich miast, gdzie głównie mieszkają kolorowi. Dlatego deklaracja Trumpa została uznana przez wielu polityków za prowokację.
– Sens Ameryki definiuje nie charakter etniczny ludności, ale ideały, którym jest wierna – podkreślił Lindsay Graham, senator z Karoliny Południowej i jeden z przywódców republikanów, który uczestniczył w czwartkowym spotkaniu.
Jego demokratyczny kolega, senator z Illinois Dick Durbin, poszedł o krok dalej. – Nigdy w Białym Domu nie zostały wypowiedziane takie słowa! – przyznał.