Bardzo łatwo można sobie wyobrazić powtórkę z kryzysu między Paryżem i Waszyngtonem, jaki nastąpił po sprzeciwie Jacques'a Chiraca wobec interwencji George'a W. Busha w Iraku w marcu 2003 r. Dziś co prawda Ameryka nie szykuje się do nowej wojny, ale program i styl prowadzenia polityki przez Donalda Trumpa i Emmanuela Macrona jest tak różny, że o konflikt nietrudno.
Amerykanie najwyraźniej jednak tego nie chcą. W czwartek w Brukseli, w środku niezwykle wypełnionego dnia, amerykański prezydent znalazł grubo ponad godzinę, aby przyjąć w ambasadzie USA swojego francuskiego odpowiednika.
Trump wraz z żoną Melanią czekał na Francuza na schodach przed wejściem do budynku (Brigitte Macron nie wzięła udziału w spotkaniu).
– Uważam za wielki honor móc spotkać się z nowym prezydentem Francji, który dokonał niezwykłej rzeczy, napisał wspaniałą historię – powiedział Trump.
– Będziemy mogli wspólnie zmienić wiele – odpowiedział Macron, który jest o 32 lata młodszy od miliardera i także z powodu niewielkiej postury sprawia wrażenie, jakby był jego synem.