Blog, fanpage na FB czy kanał na YouTube mogą być uznany za prasę

Obowiązkowi rejestracji nie podlega sama strona, ale dziennik lub czasopismo wydawane za jej pośrednictwem.

Aktualizacja: 21.08.2017 16:59 Publikacja: 21.08.2017 16:46

Blog, fanpage na FB czy kanał na YouTube mogą być uznany za prasę

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski

Każdy, kto prowadzi portal czy bloga, ale także facebookowego fanpejdża (ukazuje się pod stałym tytułem) czy kanał na YouTube (przekaz za pomocą dźwięku i obrazu), może zostać uznany za wydającego dziennik lub czasopismo i w efekcie ukarany grzywną do 5000 zł. Wszystko dlatego, że nie ma jasności, czy publikacje on-line podlegają rejestracji.

Problem wraca co chwile. Wystarczy przypomnieć zeszłoroczną sprawę portalu wikiduszniki. Co prawda już w 2007 r. Sąd Najwyższy uznał, że obowiązkowi rejestracji podlega jedynie periodyk wydawany na stronie i nie ma znaczenia, czy posiada ona swój papierowy odpowiednik. Nadal pozostały jednak wątpliwości, co należy uznać za dziennik lub czasopismo. A to rodzi niepewność prawną.

Stałe odstępy czasu

W 2008 r. Wojewódzki Sad Administracyjny w Warszawie wskazał na periodyczność jako najważniejsze kryterium oceny. Podobną koncepcję przedstawił (na łamach „Rzeczpospolitej") Lech Gardocki, wtedy I Prezes Sądu Najwyższego.

- Pogląd ten był jednak krytykowany – mówi dr hab. Wojciech Machała z Uniwersytetu Warszawskiego – Podnoszono, że nawet w przypadku dzienników, które nie ukazują się w weekendy, odstępy między wydaniami nie są regularne. Wydaje mi się, że to jednak jedyny sposób, by nie obejmować obowiązkiem rejestracji wszystkich stron w internecie - mówi Machała. Przyznaje też, że choć obecna regulacja jest w zasadzie słuszna, to wymaga doprecyzowania.

Prawa i obowiązki

Prof. Ewa Nowińska z Uniwersytetu Jagiellońskiego zwraca uwagę, że ustawowa definicja prasy mówi że musi być ona oznaczona m. in. numerem bieżącym. - Tego wymogu nie spełnia większość stron internetowych. Zdaniem niektórych sądów oznacza to, że nie mogą być one uznane za prasę, choć ostatnio większą popularność zyskuje pogląd przeciwny.

Olgierd Rudak z Lege Artis uważa, że podstawowym kryterium powinien być ogólnoinformacyjny charakter druku periodycznego. Nie będą więc podlegały obowiązkowi rejestracji blogi literackie lub opisujące prywatne życie autora.

Rejestracja powinna nastąpić przed wydaniem pisma. Inaczej wydawca dopuszcza się wykroczenia z art. 45 prawa prasowego. Sąd opiera się tylko na zawartej we wniosku deklaracji co do częstotliwości ukazywania się, jak i tematyki. Nie ma jak tego sprawdzić.

Rejestracja daje też korzyści, np. w zakresie ochrony tytułu przed konkurentami. Zdarza się nawet, że bloger sam chce zarejestrować swój periodyk, a sąd odmawia ze względu np. na brak ogólnoinformacyjnego charakteru. W 2013 r. takie postanowienie sądu okręgowego uchylił Sąd Apelacyjny w Łodzi. Uznał, że sama forma bloga nie przesądza o jego tematyce i celu.

Przepisy penalizujące wydawanie periodyku bez rejestracji bywają wykorzystywane przez władze lokalne do szykanowania portali czy blogów krytykujących je, których nie można pociągnąć do odpowiedzialności w inny sposób, bo np.: nie piszą nieprawdy. Bywa to jednak broń obusieczna – w 2014 r. sąd okręgowy w Lublinie uznał, że prowadzony przez miasto serwis internetowy podlega obowiązkowi rejestracji. Sprawę do sądu wniosła spółdzielnia mieszkaniowa, domagająca się sprostowania umieszczonych na portalu informacji o niej.

Opinia dla „Rz”

Michał Zaręba, adiunkt z Wydziału Dziennikarstw,Informacji i Bibliologii
Uniwersytetu Warszawskiego.
 
Nie widzę wyraźnych zalet obowiązkowej rejestracji. Mamy w sieci kilkaset tysięcy stron i indywidualna ocena, czy każda z nich spełnia cechy prasy (regularne odnawianie strony i wymiana ramówki, jak przyjęto w nauce), przerasta możliwości sądów. Dlatego sankcje spadają wybiórczo na tych, którymi akurat zainteresują się organy ścigania. Najlepszy wydaje się pomysł, aby to samym zainteresowanym zostawić decyzje, czy chcą być uznawani za prasę, ze wszystkimi wynikającymi z tego prawami i obowiązkami. Oczywiście to rodzi pewne zagrożenia, np. administrator strony niebędącej dziennikiem lub czasopismem będzie mógł odmówić publikacji sprostowania. Są jednak inne sposoby pociągnięcia go do odpowiedzialności, np. na podstawie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną.

 

Każdy, kto prowadzi portal czy bloga, ale także facebookowego fanpejdża (ukazuje się pod stałym tytułem) czy kanał na YouTube (przekaz za pomocą dźwięku i obrazu), może zostać uznany za wydającego dziennik lub czasopismo i w efekcie ukarany grzywną do 5000 zł. Wszystko dlatego, że nie ma jasności, czy publikacje on-line podlegają rejestracji.

Problem wraca co chwile. Wystarczy przypomnieć zeszłoroczną sprawę portalu wikiduszniki. Co prawda już w 2007 r. Sąd Najwyższy uznał, że obowiązkowi rejestracji podlega jedynie periodyk wydawany na stronie i nie ma znaczenia, czy posiada ona swój papierowy odpowiednik. Nadal pozostały jednak wątpliwości, co należy uznać za dziennik lub czasopismo. A to rodzi niepewność prawną.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów