Granice obrony koniecznej wciąż wywołują spory - debata „Pod orłem o państwie i prawie"

Debata „Pod orłem o państwie i prawie" | Prawo nie może karać osoby broniącej się, zwłaszcza w domu – uważają zwolennicy nowelizacji kodeksu karnego. Projekt resortu sprawiedliwości nie wnosi nic nowego, niepotrzebnie natomiast różnicuje sytuację napadniętego – mówią przeciwnicy.

Aktualizacja: 26.10.2017 07:45 Publikacja: 26.10.2017 07:21

Debatę nad projektem poszerzającym granice obrony koniecznej poprowadził zastępca redaktora naczelne

Debatę nad projektem poszerzającym granice obrony koniecznej poprowadził zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej” Tomasz Pietryga. Mimo burzliwej i merytorycznej dyskusji zdania ekspertów o tej instytucji pozostają podzielone

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Tomasz Pietryga:

Dyskusja o granicach obrony koniecznej trwa już od lat. Nasila się przy okazji bulwersujących wydarzeń, ale też często korzystają z niej politycy. Teraz Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało projekt, według którego granice obrony koniecznej mają być poszerzone. Czy wynika to rzeczywiście z konieczności i wad obecnych rozwiązań, czy jednak pobudki są bardziej populistyczne?

Barbara Piwnik, sędzia Sądu Okręgowego Warszawa-Praga:

Jeżeli prawo będzie się zmieniać z taką prędkością, że i prawnicy mają trudności z rozumieniem zmian i popadają w nieustanne spory, to co mamy powiedzieć zwykłemu obywatelowi?

Kolejne zmiany tego przepisu nie są efektem analizy orzeczeń sądów o stosowaniu obrony koniecznej. Przez 39 lat pracy byłam tylko raz w składzie, w którym zapadło rozstrzygnięcie z przypadkiem obrony koniecznej, i w jednym, który przyjął działanie w obronie koniecznej. Ten wyrok został uchylony, a oskarżonego skazano.

Dyskusje o obronie koniecznej i rozwiązaniu ustawowym pojawiają się, kiedy wydarzy się coś, co poprzez media dociera do opinii publicznej, albo gdy chce się wykorzystać emocje, jakie wywołuje debata. Jeśli nie będziemy mieli wystarczającej wiedzy, cierpliwości i umiejętności w przesłuchiwaniu i wysłuchiwaniu ludzi, to żadne próby zastąpienia przepisów coraz bardziej skomplikowanymi nie zmienią sytuacji obywatela, który w jakimś przypadku będzie czuł się skrzywdzony na tyle, by kolejny polityk chciał proponować nowe rozwiązanie.

dr hab. Monika Płatek, Uniwersytet Warszawski:

W Polsce od lat jest problemem ciągłe zmienianie prawa, zamiast właściwego jego stosowania. Projektodawca uważa, iż sądy niewłaściwie stosują art. 25 kodeksu karnego i w związku z tym widzi potrzebę różnicowania sytuacji osoby, która może się powołać na ten kontratyp. Rodzi się pytanie: czy jeśli ktoś chce się powołać na ten kontratyp w sytuacji, która nie miała miejsca w domu, to jest objęty niższą ochroną? Wydaje się to bezsensowne, groźne i prowadzące do ograniczenia praw obywatelskich.

Polityka stosowania tego przepisu to kwestia pracy z sądami, analizy orzeczeń i ewentualnej zmiany ich w instancjach wyższych. Kazuistyka nie poprawia prawa. Drugi problem to próba ograniczenia swobody działania sądów, założenia, że nie są zbyt rozumne, w związku z tym trzeba im narzucać pewną praktykę.

Niepotrzebna zmiana

dr Mariusz Sokołowski, Uniwersytet Warszawski:

Moim zdaniem proponowany przepis nic nowego nie wprowadza. To tylko granie bezpieczeństwem pod kątem angażowania ludzi i przedstawiania siebie jako tego, który staje w ich obronie. Temat zawsze był i będzie nośny i można na nim sporo wygrać.

Tak naprawdę obowiązujący dziś § 3 art. 25 k.k. obejmuje sytuacje, o których jest mowa w projekcie. On jest szerszy i nie wyklucza domu. Mówi się o strachu, ale też o wzburzeniu usprawiedliwionym okolicznościami czynu. To wzburzenie powstaje zawsze wtedy, gdy mam do czynienia z osobą, która narusza moje prawo i sprawia, że czuję się zagrożony. Propozycja ministra sprawiedliwości jest znacznie węższa niż regulacja, która do tej pory funkcjonuje. Według mnie wprowadza o wiele więcej dyskusji, gdybania i refleksji.

Projekt przewiduje, że nie podlega karze, kto przekracza granice obrony koniecznej, odpierając zamach polegający na wdarciu się do mieszkania, domu albo przylegającego do nich ogrodzonego terenu lub poprzedzony wdarciem się do tych miejsc, chyba że przekroczenie granic było rażące.

Kto ma oceniać, czy było rażące? Ci sami sędziowie, którzy dzisiaj decydują w oparciu o przepis, który jest.

adw. Przemysław Rosati, Naczelna Rada Adwokacka:

W uzasadnieniu projektu mówi się, że sądy niewspółmiernie stosują kryteria wypracowane w orzecznictwie SN albo nie stosują ich wcale. Jeżeli to jest problemem, to leży on w organach procesowych. Nie tylko w sędziach, ale i w innych uczestnikach postępowania, takich jak adwokaci, pełnomocnicy, prokuratorzy.

Projektodawca dysponuje całą machiną pozwalającą współkształtować orzecznictwo. Nie ma problemu, by minister sprawiedliwości, poprzez czynności procesowe prokuratorów, monitorował te sprawy, współkształtował i moderował orzecznictwo. W tych sprawach najczęściej dostępna jest też kasacja. Istnieje więc możliwość kontroli, reagowania w sposób procesowy na wadliwe rozstrzygnięcia.

Problemem projektu jest zaspokojenie pewnych ambicji politycznych związanych z pewnymi poglądami na prawo karne. Artykuł 25 k.k. w aktualnym brzmieniu pochłania także okoliczności, o których mowa w § 2a, i nie ma potrzeby wprowadzania proponowanego rozwiązania.

Mój dom moją twierdzą

Tomasz Szafrański, zastępca dyrektora Biura Prezydialnego Prokuratury Krajowej:

Obrona konieczna jest prawem przyrodzonym, a prawo do obrony jest prawem naturalnym. Państwo musi to uszanować i nie może wymagać od człowieka heroizmu.

Pojawiła się argumentacja, że według populistycznego uzasadnienia projektu winne są sądy i prokuratorzy, w związku z tym należy ich wyedukować.

Przepis o obronie koniecznej to nie jest przepis dla sędziego, tylko przede wszystkim dla obywatela, także dla osoby, która potencjalnie może dokonać przestępnego zamachu. I do niej trzeba przemawiać językiem zrozumiałym. Obywatel nie myśli językiem prawniczym, ale ma prawo wiedzieć, co jest dozwolone, co jest zabronione, jaki jest zakres jego uprawnień.

Obecny przepis kreuje niepodleganie karze, kiedy ktoś w sposób usprawiedliwiony wpadł w taki stan emocjonalny, że przekroczył granice obrony koniecznej. Gdyby nie był przerażony napadem, nie przekroczyłby granic. To działanie sprawcy spowodowało afekt, który doprowadził do przekroczenia granic.

Natomiast tu jest sytuacja innego rodzaju. To rozwiązanie przedmiotowe, nawiązujące do koncepcji anglosaskich. Mój dom jest moją twierdzą, w której mogę czuć się bezpiecznie. Co oczywiście nie oznacza, że nie mam baczyć na to, by obrona w konkretnym wypadku nie wyrządzała nadmiernej szkody napastnikowi.

adw. Krzysztof Kuczyński, kancelaria KPDI:

Artykuł 25 § 3 k.k. jest sformułowany nieprawidłowo, bo niepodleganie karze nie wyłącza przestępności czynu, tylko nakazuje umorzyć postępowanie. Niepodleganie karze co do zasady dotyczy tego, że ktoś odstąpił od wykonania albo usunął skutki, natomiast tutaj jest tak, że w danej sytuacji, w danych okolicznościach człowiek jest usprawiedliwiony co do danego sposobu postępowania i nie chcemy go karać. Ja uważam, że on w ogóle nie jest przestępcą. I żałuję, że minister sprawiedliwości nie poszedł dalej i nie dodał tej końcówki do § 1.

Uzasadnienie projektu tej ustawy mówi, że staramy się dać obywatelowi większy komfort przy obronie, odejść od wyważania dóbr, które zostały zagrożone i które naruszyła obrona. Byłem kiedyś obiektem ataku na ulicy i nie wyobrażam sobie, żeby w ciągu sekund dokonywać wyboru środków, które ktoś będzie potem oceniać. Sąd nie powinien mieć tak szerokiej kompetencji rozważania, czy może mógłbyś, obywatelu, zachować się troszeczkę łagodniej. Niestety, art. 25 k.k. stwarza różne kierunki interpretacji.

Fałszywa obietnica

dr hab. Monika Płatek:

Ten przepis niesie fałszywą obietnicę, tzn. nie zwiększa ochrony, ale wielokrotnie ją zmniejsza. Dotychczas obrona konieczna jest dozwolona i nie podlega karze, nawet jeśli obrońca przesadził w doborze metod obrony. Wystarczy bowiem ustalenie, że działał pod wpływem strachu lub wzburzenia. Po zmianie będzie dozwolona w szczegółowo wyliczonych miejscach i obrońca nie będzie podlegał karze, nawet jeśli przesadził, chyba że przesada ta była rażąca. Czyli tak naprawdę nie rozszerzamy, ale zawężamy zakres tej instytucji, różnicując podmioty na te objęte wyższą i niższą ochroną prawną, w zależności od tego, czy znajdują się wewnątrz czy na zewnątrz. Wydaje się to bezsensowne, groźne i prowadzące do ograniczenia praw obywatelskich.

Bo kontratyp obrony koniecznej dotyczy odparcia zamachu na jakiekolwiek dobro chronione prawem. Myślenie, że obejmuje tylko odparcie zamachu na osobę, która go odpiera, jeszcze bardziej zawężą jej zakres.

I wydaje mi się, że poza tą fałszywą obietnicą, która w sposób nieuprawniony zwiększa arbitralność decyzji, w ostateczności to, czy coś było rażące czy nie, nie będzie zależało od tego, jak czuła się osoba napadnięta, tylko jak to oceni sąd czy prokurator. Wrażliwość tej osoby będzie poddana ocenie tych, którzy będą decydować, czy mieliśmy do czynienia z obroną konieczną.

dr Mariusz Sokołowski:

Projektodawca daje bardzo obrazowy przykład rozwiązania. Ktoś wdziera się do mojego domu albo wchodzi przez ogrodzenie i ja mam prawo działać. Myślę, że to będzie sygnał dla sporej części społeczeństwa, która pomyśli, że ma o wiele większe prawa wobec osoby, która wchodzi na ich teren, bez względu na to, w jakim celu. Wiedząc o tym, że nie będzie się ukaranym, łatwiej zastosować siłę fizyczną, by takie osoby wyprosić.

Mówiono, że te przepisy mają mieć charakter doprecyzowujący, powinny zostawiać jak najmniejszy margines do dyskusji. Jaki jednak charakter musi mieć to wdarcie się do domu? Jakie ma być ogrodzenie, które trzeba sforsować? Co jeśli posesja jest ogrodzona częściowo albo wcale? A jeśli mam odpierać zamach, to w jaki sposób? Jeśli mam broń, to mogę strzelać? To będzie rażące przekroczenie czy nie? A może wolno mi tylko krzyczeć na tego człowieka? Granica cały czas jest bardzo płynna i tak czy inaczej proporcjonalność środków przewidziana w końcówce przepisu będzie podlegała ocenie sądu.

adw. Przemysław Rosati:

Z aktualnie obowiązującym art. 25 k.k. sądy sobie radzą i wypełniają swoim orzecznictwem mnogość stanów faktycznych. Nie potrzebujemy wyjaśniania, co można, i zapisywania tego w przepisie, tylko orzeczeń, które będą nam współkształtowały sposób interpretacji, przede wszystkim § 1. Jeśli przekaz ma być taki, że w domu można się bronić, to dla mnie to jest nieuczciwe. Jak mogę się bronić, gdy muszę decydować, czy było wdarcie i czy przekroczenie jest rażące?

Ale jeśli już próbujemy kazuistycznie uregulować pewien wycinek, w którym może się pojawić problem przekroczenia granic obrony koniecznej, to powinniśmy robić wszystko, aby nie wykorzystywać określeń, które będą rodziły kolejne problemy interpretacyjne. A takie pojęcia, jak „rażące" czy „zamach", będą te problemy rodziły.

Trzeba się teraz zastanowić, czy jest to na pewno prawidłowa technika legislacyjna. Jeśli mówimy o zmianie uwzględniającej wieloaspektowość narosłych problemów, to powinna być to propozycja całościowa. A dla mnie projekt jest nowelizacją cząstkową.

Po stronie ofiary

sędzia Barbara Piwnik:

Gdy przychodzi do ocen przekroczenia granic obrony koniecznej, strachu i innych nieprecyzyjnych określeń, to potrzebne jest pewnego rodzaju zobiektywizowanie ocen, tak żeby nie sprowadzały się one ściśle do tego, co mówi obywatel po zdarzeniu.

Nikt nie oczekuje, że zostanie surowo ukarany, i naturalne, ludzkie jest szukanie dla siebie usprawiedliwienia. Potrzebny jest obiektywizm i dojrzałość społeczna sędziów czy prokuratorów jako strażników interesu społecznego, działających bezstronnie.

W praktyce prokuratorzy nadal uważają, że są tylko od ścigania i doprowadzania do skazania. Nawet kiedy w toku postępowania sytuacja diametralnie się zmienia. Problemem jest umiejętność wysłuchania obywatela, który stał się ofiarą, ale także tego, który zostaje oskarżony czy podejrzany. Niestety, coraz częściej obserwujemy, że ten, kto jest bardziej przebojowy, potrafi przedstawić swoją sytuację jako osoby pokrzywdzonej już od wstępnego etapu postępowania.

prok. Tomasz Szafrański:

W anglosaskim systemie dostrzega się, że przyznanie obywatelowi prawa do nieco bardziej intensywnej obrony w domu ma potężny skutek generalnoprewencyjny. Bo jest to jasny sygnał dla potencjalnego napastnika, że ta obrona może być naprawdę energiczna, a organ, rozstrzygając o odpowiedzialności karnej, jeśli nastąpi przekroczenie, generalnie stanie po stronie osoby broniącej się.

Oczywiście musimy chronić obywatela przed atakiem w każdym miejscu, również publicznym. Dom jednak nie bez powodu określa się azylem – i w tym azylu każdy ma prawo czuć się bezpiecznie. Nikt nie oczekuje, by władze zapewniły takie samo poczucie bezpieczeństwa w domu i na ulicy, bo to nie jest realne. Co więcej – w domu ataki przestępcze związane z wdarciem się na posesję następują często w sytuacji zaskoczenia. Gdy idziemy ulicą, jesteśmy w pewien sposób świadomi tego, co się dzieje. A w domu występuje wiele okoliczności, które utrudniają jego obronę. Nie możemy wymagać od obywatela w miejscu zamieszkania, by był cały czas czujny, bo być może padnie ofiarą ataku, który będzie musiał na ogólnych zasadach odpierać.

adw. Krzysztof Kuczyński:

Projekt wprowadza fundamentalną zmianę postrzegania zasad obrony koniecznej, a to poprzez sformułowanie na samym końcu: „chyba że przekroczenie granic było rażące". Pamiętajmy, że w danym czasie w danym miejscu człowiek jest zawsze poddany presji, stresowi, emocjom, które nie pozwalają momentalnie wyważać środków. Rozumiem, że są granice tego wytłumaczenia, że środki nie mogą być rażąco nieadekwatne do niebezpieczeństwa zamachu. Uważam, że to pojęcie też nie jest prawidłowe, bo niebezpieczeństwo zamachu jest oceniane po czasie. Ja nie wiem, jakie jest to niebezpieczeństwo, gdy ktoś na mnie idzie z pięściami, z kastetem czy z pałką.

Ofiara powinna więc mieć możliwość obrony i co więcej, zastosowania takich środków, które będą w oczywisty sposób silniejsze od charakteru zamachu, bo przecież inne są za słabe do jego odparcia. Ale muszą być tak wyważone, żeby nie były rażąco nadmierne. I nie chodzi o to, czy w domu czy w lokalu – to ma być wszędzie. Takie podejście do obrony koniecznej jest moim zdaniem adekwatne nie tylko do oczekiwań społecznych, ale też do zwykłej sprawiedliwości – ofiara ma być chroniona przez prawo.

Tomasz Pietryga:

Dyskusja o granicach obrony koniecznej trwa już od lat. Nasila się przy okazji bulwersujących wydarzeń, ale też często korzystają z niej politycy. Teraz Ministerstwo Sprawiedliwości przygotowało projekt, według którego granice obrony koniecznej mają być poszerzone. Czy wynika to rzeczywiście z konieczności i wad obecnych rozwiązań, czy jednak pobudki są bardziej populistyczne?

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Edukacja i wychowanie
Afera w Collegium Humanum. Wykładowca: w Polsce nie ma drugiej takiej „drukarni”
Edukacja i wychowanie
Rozporządzenie o likwidacji zadań domowych niezgodne z Konstytucją?
Praca, Emerytury i renty
Są nowe tablice GUS o długości trwania życia. Emerytury będą niższe