W Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie przebywa dziś 36 osób. Wkrótce trafić mogą kolejne. Ustawa, która miała być ratunkiem przed wypuszczeniem na wolność najcięższych przestępców, jest stosowana także wobec tych z krótszymi, a nawet krótkimi wyrokami więzienia.
– To nadużywanie prawa ze strachu przed odpowiedzialnością za to, co może się stać – twierdzą karniści.
Szerzej – bezpieczniej
Do rozszerzającej interpretacji ustawy zachęcił w marcu Sąd Najwyższy. Uznał, że przepisy ustawy o postępowaniu wobec osób stwarzających zagrożenie mają chronić społeczeństwo także przed ludźmi, którzy jeszcze nie popełnili żadnych ciężkich przestępstw, ale mogą je popełnić w przyszłości. SN wypowiadał się w sprawie Pawła P., 35-latka z bogatą kartoteką kryminalną, ale bez cięższych przestępstw na koncie. Mężczyzna odsiadywał krótkie kary za kradzieże czy pobicie. Poważniejszym czynem, za który skazano go na cztery lata więzienia, było usiłowanie gwałtu.
W trakcie pobytu w zakładach karnych mężczyzna nie dał się zresocjalizować, zaczął też stwarzać coraz większe problemy. Dyrektor zakładu karnego w Raciborzu – gdzie Paweł P. odsiadywał wyrok – skierował do sądu wniosek o uznanie go za osobę stwarzającą zagrożenie i osadzenie go w Gostyninie. Sąd, mając do dyspozycji m.in. opinie biegłych, przystał na to.
Karniści bardzo krytycznie oceniają praktyki sądów. Paweł Moczydłowski, kryminolog i były szef więziennictwa, zawsze był przeciwnikiem tej ustawy.