To katastrofa – tak po pięciu miesiącach obowiązywania kontradyktoryjnego procesu karnego ocenił reformę Zbigniew Ziobro, minister sprawiedliwości. Dwa miesiące później projekt odwracający reformę był już gotowy. W miniony piątek uchwalił go Sejm, a 1 kwietnia wejdzie w życie.
W lipcu 2015 r. zaczęła obowiązywać nowa procedura karna zmieniająca filozofię prowadzenia procesu. Uczyniła ona sędziego bezstronnym arbitrem rozsądzającym spór między oskarżycielem a obroną – to tzw. kontradyktoryjność. Zastąpiła ona model inkwizycyjny, który oznaczał, że na sądzie ciążyła inicjatywa dowodowa w postaci przesłuchiwania świadków i zbierania dowodów.
Nowela uchwalona właśnie przez Sejm przywraca nadrzędną rolę zasady prawdy materialnej w postępowaniu karnym, a co za tym idzie – aktywną rolę sądu. Mniej spraw będzie kończyło się w trybach konsensualnych, tzn. po zawarciu ugody czy dobrowolnym poddaniu się karze. Z procedury zniknie przepis, który pozwoli na umorzenie sprawy, kiedy sprawca zapłaci pokrzywdzonemu pieniądze, a ten się na to zgodzi.
Uchwalone przepisy zaostrzają też kary za kłamstwo przed sądem. Świadek nie będzie mógł już – tak jak dzisiaj – składać nieprawdziwych zeznań w sytuacji, gdy narażałby nimi siebie lub swych bliskich na odpowiedzialność karną. Nowela zaostrza też odpowiedzialność karną za zeznanie przez świadka nieprawdy lub zatajenie prawdy. Grozić ma za to do ośmiu lat więzienia (dziś do trzech).
Teraz nowelą zajmie się Senat. Jeśli szybko upora się z ustawą, na wiosnę na jednej wokandzie ten sam sędzia prowadzący kilka procesów może być zmuszony każdy z nich procedować na podstawie innych przepisów. Każda procedura ma swoje rozwiązania dotyczące praw i obowiązków zarówno oskarżonych, jak i pokrzywdzonych. Łatwo więc będzie o proceduralny błąd, a w konsekwencji uchylenie wyroku. Wina spadnie na sędziego, ale zapłaci za to obywatel. Nie tylko finansowo, ale i czasem, który stracił na załatwienie swojej sprawy.