Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk stawił się dziś w warszawskiej prokuraturze, gdzie zeznawał jako świadek w śledztwie dotyczącym współpracy Służby Kontrwywiadu Wojskowego z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa.

Śledztwo, które prowadzi wydział wojskowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie, dotyczy "przekroczenia uprawnień przez członków kierownictwa Służby Kontrwywiadu Wojskowego, wskutek podjęcia współpracy ze służbą obcego państwa bez wymaganej zgody prezesa Rady Ministrów". Za przestępstwo przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego grozi do trzech lat więzienia.

Jeszcze przed przyjazdem Tuska do Warszawy, swoją wersję zeznań byłego premiera przedstawiła na Facebooku Krystyna Pawłowicz. 

"Opowieść tchórza u prokuratora: …Najważniejsze dla mnie były dobre stosunki z Rosją. Mój rząd robił wszystko, na co pozwalały ówczesne możliwości. Spotkaliśmy się ze strony rosyjskiej z pełnym historycznym zrozumieniem. Lot prezydenta L. Kaczyńskiego nie był państwowy. Polskie służby działały bez zarzutu, nawet awansowaliśmy na generała pana Janickiego z BOR-u. Rosyjskie służby były na miejscu i mogły lepiej wyjaśniać ten nieszczęśliwy wypadek, zwłaszcza, że lepiej też znały lokalny język… Dzięki temu oszczędziliśmy nieco pieniędzy, co było wtedy niebagatelne dla naszego budżetu" - napisała posłanka PiS.

"Obie nasze Służby współpracowały zresztą wzorowo. PIS i te ich "rodziny” utrudniali swym awanturnictwem i antyrosyjską fobią ustalanie przyczyn tego wypadku. A poza tym już nic nie pamiętam, nie widziałem bo byłem wtedy na nartach, a B. Komorowski w swej Budzie.  A hrabia Sikorski - w Chobielinie. Tak,czuję się za wszystko odpowiedzialny,i co mi zrobicie?" - czytamy dalej.