Powinien służyć przede wszystkim ściganiu przestępstw, takich jak choćby kradzieże i pobicia. Nie można też odmówić miejskim kamerom roli prewencyjnej. Tam, gdzie się pojawiły, zniknęły np. nocne „atrakcje" – spotkania osobników, którzy swoje poglądy na świat wyrażali mało intelektualnie. Z danych przedstawionych przez Najwyższą Izbę Kontroli wynika jednak, że kamery służą często do wyłapywania wykroczeń drogowych.

Wydatki na miejski monitoring nie powinny służyć głównie podniesieniu bezpieczeństwa na drogach. Czuwają nad tym już przecież system fotoradarów i drogówka. Niestety, w większości miast wykorzystywany jest do szybkiego karania wykroczeń drogowych i pozyskiwania pieniędzy od kierowców. Są jednak miejscowości, które monitoring zamontowały z głową: został właściwie zaprojektowany, a kamery pojawiły się w miejscach wskazanych przez policję. Takie podejście pokazało, że dzięki obrazowi z kamer łatwiej zatrzymać sprawców pobić i włamań, a nie tylko parkujących niezgodnie z przepisami. Niestety, takie przykłady to wyjątek. Chodzi o proporcje między naprawdę groźnym przestępstwami a drogowymi wykroczeniami. W tym kierunku idzie również najnowszy pomysł policji w Bielsku-Białej. Za ekranami monitoringu miejskiego mają zasiąść również policjanci, aby na drogach było spokojniej.

Patrząc na historię kamer na ulicach, można mieć poważne obawy, czy nie ubędzie ich zwolenników. Sprzeciw może budzić to, że monitoring nie służy głównie wyłapywaniu niebezpiecznych przestępstw – dotyczyło ich tylko 5 proc. obrazów zarejestrowanych przez miejskie kamery.

Nie należy oka kamer kierować w dowolnym kierunku. To nie pomysłami ze snów o powszechnym bezpieczeństwie trzeba się kierować, obejmując miasto siecią ciągłej obserwacji. Trzeba kręcić te filmy tam, gdzie z okoliczności wynika, że prawdopodobny jest scenariusz rzeczywiście wart utrwalenia.