Pod koniec kwietnia zapadły dwa wyroki ważne dla ochrony praw autorskich w sieci. Znaczenie ma zwłaszcza orzeczenie Trybunału Sprawiedliwości UE ws. C 527/15.

Trybunał odpowiedział w nim na pytania prejudycjalne sądu holenderskiego, który rozpatrywał sprawę wytoczoną przez fundację zajmującą się obroną interesów podmiotów praw autorskich (Stichting Brein) właścicielowi firmy sprzedającej odtwarzacze multimedialne. Umożliwiały one wyświetlanie na telewizorze stron zawierających link do seriali, filmów i programów, udostępnionych w sieci bez zgody ich twórców.

TSUE uznał, że stanowi to tzw. publiczne udostępnianie. Urządzenia sprzedawane przez pozwanego pozwalały obejść zabezpieczenia treści chronionej prawem autorskim. Dzięki nim dostęp do utworu zyskiwały osoby, które wcześniej go nie miały – co jest jedną z przesłanek publicznego udostępniania. Pozwany działał w celu zarobkowym i miał świadomość, że jego odtwarzacz może służyć do odbierania treści umieszczonych w sieci bez zgody twórców. Świadczą o tym treści zawarte w reklamie urządzenia.

Inna ciekawa sprawa, również z Holandii, dotyczyła tłumaczenia zagranicznych filmów i seriali na rodzimy język i publikowania tych napisów w sieci. Tym razem stroną inicjującą proces była Fundacja Wolnych Napisów, która wystąpiła do sądu przeciw antypirackiej organizacji BREIN. Chciała uzyskać sądowy zakaz usuwania stworzonych przez nią napisów z sieci – powoływała się na dozwolony użytek. Sąd nie przychylił się do tego argumentu. Przeciwnie, uznał, że działanie Fundacji, czyli tłumaczenie utworów bez zgody twórców, jest naruszeniem prawa autorskiego.

Oba orzeczenie nie są wiążące dla sądów polskich, choć niewykluczone, że rozstrzygając podobne sprawy, sędziowie będą się na nich wzorować.  —Szymon Cydzik