Okazało się, że w mniejszych miastach oraz na wsi jest bardzo źle. Pracodawcy poszukują na potęgę pracowników, wykorzystując każdą możliwość, aby zgłosić swoje zapotrzebowanie, poczynając od zwykłych kartek w formacie A4 przyklejonych do drzwi bądź witryny. W zasadzie nie spotkałem ani jednego pensjonatu, sklepu czy też małego punktu gastronomicznego, na którym nie wisiałaby informacja o poszukiwaniu rąk do pracy. Największe zapotrzebowanie jest oczywiście na podstawowe stanowiska, takie jak sprzedawcy w sklepach, pomoce kuchenne, kelnerzy. W tych zawodach zaczynają dominować obywatele Ukrainy, którzy po zniesieniu obowiązku wizowego przybywają do nas w znacznie większych ilościach niż jeszcze w ubiegłym roku. W zasadzie wchodząc do dowolnego lokalu na Pomorzu, usłyszy się dzisiaj obsługę mówiącą po polsku z przedwojennym lwowskim akcentem.

Nie brakowało również ogłoszeń związanych z pracą dla animatorów, barmanów czy ratowników wodnych (!). Szczególnie tych ostatnich brakuje i to niestety w tych najbardziej newralgicznych punktach, czyli na plażach. Hotele z basenami i parki wodne potrafią sobie poradzić z tym problemem, gdyż oferują bardziej atrakcyjne stawki. Płace proponowane przez samorządy lokalne odstręczają wręcz od podejmowania się tej jakże odpowiedzialnej pracy.

Po zwykłych kartkach na drzwiach i szybach pora na bardziej oryginalne formy poszukiwania pracowników. Widziałem więc osoby roznoszące po sklepach ulotki, które zachęcały do podjęcia pracy w innym punkcie sprzedaży bądź w gastronomii. Forma ta była do tej pory praktycznie niespotykana, gdyż zakrawa wręcz na rodzaj piractwa rekrutacyjnego. Niestety, potrzeby rynku są tak duże, że przedsiębiorcy coraz częściej chowają moralność do szuflady.

Inne ciekawe rozwiązanie zastosował duży kompleks hotelowy, który nie tylko umieścił bannery w centrach kilku małych miejscowości, ale też wypuścił na ulice samochody z tablicami na dachu, które dodatkowo z głośników zachęcały potencjalnych kandydatów. Tak duże braki na rynku pracy w podstawowych zawodach powodują, że przedsiębiorcy pozyskują słabo przygotowanych pracowników, których jakość pracy pozostawia wiele do życzenia. To zaś odbija się na wizerunku danej firmy, a w konsekwencji na spadku jej obrotów. Traci też konkurencja w danej miejscowości, gdyż zniechęceni turyści nie wybiorą się tam w kolejnym roku. W efekcie końcowym najwięcej straci niestety Skarb Państwa, gdyż odwróci się pozytywny trend turystyczny od polskich miejscowości na rzecz podróży zagranicznych.