Jeszcze nie istnieje bowiem realna potrzeba takich działań na większą skalę, a menedżerowie starają się spychać ten temat na dalszy plan lub go nie dostrzegają. Zachęcam jednak do poważnego potraktowania tego problemu i podjęcia już dzisiaj stosownych kroków, aby przygotować organizację do nadchodzących wyzwań. Od czego należy zacząć?

Po pierwsze, należy uświadomić menedżerom na każdym szczeblu organizacji, że osoby starsze mogą stanowić atrakcyjną wartość dodaną dla firmy. Obecnie w większości firm panuje niechęć do zatrudniania osób już nawet 50+. Nigdy nie rozumiałem tego trendu i nie docierały do mnie pokrętne tłumaczenia osób, które się do niego stosowały. Pracownik starszy wiekiem nie jest i nie będzie zagrożeniem dla osób kompetentnych, inteligentnych, znających swoją wartość i ceniących rady bardziej doświadczonych kolegów. Bać się go powinni karierowicze, którym brakuje umiejętności, a swój sukces zawdzięczają prowadzeniu rozgrywek na różnych szczeblach. Czy takich jednak żal, gdy odejdą z firmy?

Po drugie, trzeba dojrzałych kandydatów umieć znaleźć. Pracujące osoby 50+ są zazwyczaj na większości społecznych portali zawodowych. Nie przywiązują jednak aż tak dużej wagi do siły internetu, przez co ich profile zawodowe mogą wyglądać archaicznie czy niekompletnie. Przy wyszukiwaniu może nie zadziałać więc taktyka słów kluczy, co zmniejsza szansę pojawienia się takich osób na liście poszukiwawczej. Warto zatem poświęcić więcej czasu na przejrzenie listy kandydatów, zakładając znacznie szersze kryteria wyszukiwania.

Dla młodych rekruterów wyjście poza internet może być trudne, stąd druga porada jest związana z siecią. Każdy milenials jest obecny na większości portali społecznościowych i każdy ma rodziców lub zna osoby 50+. Można zatem przygotować akcję, która pozyska ich pomoc w dotarciu do właściwej grupy docelowej. Żaden rozsądny młody człowiek nie pozbawi rodzica możliwości znalezienia pracy, jeśli ten boryka się akurat z bezrobociem czy chęcią zarobienia większych pieniędzy.

Zgrabnie sformułowana i ulokowana reklama w internecie zaprzęgnie dzieci do aktywizacji rodziców. Jeśli nie chcemy korzystać z internetu, to zawsze pozostaje jedna bardzo prosta metoda, w Polsce szczególnie skuteczna w małych miasteczkach – ogłoszenia parafialne w czasie niedzielnych kazań. Tylko czy ktoś się na to odważy w dużym mieście?