Na solidne bonusy mogą liczyć zatrudnieni w gabinetach politycznych. Liczenie na to, że opcja polityczna, która sprawuje władzę, nie będzie chciała ufetować swoich pomocników, to skrajna naiwność. Zmieniają się tylko ci, którzy krytykują, i ci, którzy nagradzają. Drużyny adwersarzy występują od lat w podobnych składach.

Co by mnie zdziwiło w tym całym polityczno-medialnym zamieszaniu wokół nagradzania, to projekt przepisów, które jasno określiłyby, za co nagrody się należą, albo stwierdzały, że nagród nie będzie, bo po co denerwować obywateli. Zdziwiłbym się do kwadratu, gdyby za takim projektem głosowała partia rządząca i opozycja, która ma nadzieję sprawować władzę w przyszłości.

To, że wrzawa i medialne przepychanki z nagradzaniem osób przy władzy będą wracały, jest pewne jak nadejście dnia po nocy. Niestety, nie słychać żadnych konkretnych propozycji rozwiązania problemu. Może nagrody uzależnić od wskaźników ekonomicznych? Trudno zgłaszać takie propozycje, nie narażając się na miano osoby, która patrzy na świat oczami dziecka.

Sprawa ostatnich nagród dla członków rządu pokazała tylko, że opinia publiczna dawała posłuch określonym argumentom, a potem wyraziła swój pogląd w sondażach. Ale co z tego wynikło na przyszłość? Absolutnie nic. Oponenci odgrzeją swoje opinie, skopiują zamieszczone wcześniej teksty i dalej będzie się grillowało ten sam temat. Pewne jest również to, że wszystkim zainteresowanym tym spektaklem zależy, aby jego scenariusz się nie zmieniał, bo tylko wtedy można go zawsze wyjąć z niezbędnika politycznej debaty.