- Jeśli mówimy o samorządowcach, to trzeba rozróżnić co najmniej trzy kategorie osób. Kim innym są tzw. pracownicy samorządowi z wyboru, czyli wójtowie, burmistrzowie, prezydenci miast, starostowie i niektórzy członkowie zarządów powiatów, marszałkowie województw, wicemarszałkowie oraz pozostali członków zarządu województwa. Druga kategoria to osoby z powołania: zastępcy wójtów, prezydentów, sekretarze czy skarbnicy. Osobna kategoria to radni, którzy nie pozostają w stosunku zatrudnienia, ale pobierają diety. W przypadku radnych Polskę obowiązują pewne standardy międzynarodowe. Ich diety niełatwo będzie obciąć, bo byłoby to naruszeniem art. 7 Europejskiej Karty Samorządu Lokalnego. Oczywiście ustawodawca może zapisać w ustawie co chce, ale nie zawsze ma to sens. Karta jest aktem wyższego rzędu niż ustawa i gdyby Trybunał Konstytucyjny działał normalnie, to rozpatrzyłby przepisy ustawy pod kątem zgodności z Kartą. Na koniec za błędy ustawodawcy zapłaci podatnik - stwierdził prof. Izdebski.
Zwrócił uwagę, że pensje samorządowców są uzależnione pośrednio od wynagrodzeń tzw. erki, czyli osób pełniących kierownicze funkcje w państwie, poczynając od prezydenta RP, który może zarobić niecałe 18 tys. zł. I wszyscy w tej erce muszą zarabiać odpowiednio mniej.Wynagrodzenia wójtów, burmistrzów, prezydentów miast, marszałków, starostów i ich zastępców nie mogą przekroczyć 7-krotności kwoty bazowej. Os 2009 r. to ok. 12,5 tys. zł. To powiązanie wynagrodzeń samorządowców z wynagrodzenia tzw. "erki" może faktycznie doprowadzić do tego, że obcięcie wynagrodzeń ministrów uderzy w prezydentów burmistrzów czy wójtów. Może się okazać, że nie dostaną na rękę nawet 8 tys. zł.
Czy dojdzie do tego, że prezydent miasta, zarządzający wielomilionowym budżetem, będzie musiał pogodzić się z pracą dla idei? Czy nie doprowadzi to do negatywnego doboru osób zarządzających gminami?
- Podstawowym problemem, z którym nigdy się nie uporaliśmy wprowadzając bezpośrednie wybory na wójtów, prezydentów i burmistrzów jest to, że nie wiadomo, czy taki włodarz jest miejscowym politykiem, który ma tylko przecinać wstęgi czy też menedżerem, odpowiedzialnym za zarządzanie skomplikowanym przedsiębiorstwem wielobranżowym jakim jest duże miasto czy gmina wiejska. Bo w wielu przypadkach zarządzanie gminą jest trudniejsze niż ministerstwem. Jeśli włodarz ma być politykiem to nie można od niego oczekiwać wyników w zarządzaniu, ale i on nie powinien liczyć na duże zarobki, wystarczy mu władza. Jeśli natomiast ma być menedżerem, to powinien mieć sprawdzone umiejętności i być wynagradzany tak samo, jak wynagradzani są menedżerowie w przedsiębiorstwach - powiedział prof. Izdebski.
Jego zdaniem swobodę w kształtowaniu wysokości wynagrodzeń w samorządach powinno się zostawić najbardziej zainteresowanym, czyli wyborcom.