Niewielu Polaków ubiega się o unijne stanowiska

O pracę w unijnych instytucjach może się ubiegać osoba znająca jeden z języków roboczych UE, czyli angielski, niemiecki lub francuski. Poszukiwani są absolwenci wszystkich kierunków.

Aktualizacja: 12.09.2015 12:18 Publikacja: 12.09.2015 11:47

Niewielu Polaków ubiega się o unijne stanowiska

Foto: www.sxc.hu

Rz: Ilu Polaków pracuje w unijnych instytucjach?

Ewa Hartman: Około 3 tysięcy. To połowa tego, ilu powinno pracować, biorąc pod uwagę liczebność naszej populacji. Ale Polacy zajmują głównie stanowiska pomocnicze, asystenckie, a nie urzędnicze – decyzyjne. Nie mamy więc silnego wpływu na kształt unijnego prawa czy polityki. A nieobecni nie mają racji.

Dlaczego jest nas tam tak mało?

O unijne stanowiska stara się coraz mniej osób. Powodem jest między innymi gwałtownie rosnący eurosceptycyzm. Polacy uwierzyli, że Unia chce im zrobić na złość. Drugą sprawą jest to, że konkurs na unijne stanowiska jest trudny i dość specyficzny. W Polsce przygotowuje do niego tylko kilka instytucji, i to do dopiero od dwóch czy trzech lat.

Gdzie można znaleźć ogłoszenia o pracę?

Na stronie EPSO, czyli Europejskiego Urzędu Doboru Kadr. Jest to informacja powszechnie dostępna. Martwi fakt, że bardzo niewiele osób słyszało o tej instytucji. Nawet studenci europeistyki, których spotykam często, o niej nie wiedzą. A jeśli nie oni, to kto? Studenci wiedzą o stażach, ale o ścieżce kariery urzędnika już nie.

A jak wygląda nabór do unijnych instytucji?

Procedura naboru różni się w zależności od typu kontraktu, o który się ubiegamy. Skupmy się więc na kontrakcie dla urzędnika – kontrakcie AD.

Składa się on z kilku etapów. Najpierw wypełnia się aplikację online. To taka forma CV, w której kandydat musi też umotywować, dlaczego wybiera tę pracę. Następnie jest zapraszany do centrum testowego w Warszawie lub Krakowie. Ten etap polega na rozwiązywaniu zadań przed komputerem. Pierwsza część to zadania werbalne – rozumienie fragment tekstu w języku polskim. Następnie rozwiązujemy zadania matematyczne – zwane rozumowaniem numerycznym. Najczęściej polegają one na wyliczeniu procentów czy proporcji. Trudność polega na wzięciu pod uwagę odpowiednich danych, których w zadaniach jest wiele. Same wyliczenia nie są skomplikowane i można korzystać z kalkulatora.

Kolejna część to zadania abstrakcyjne. Musimy zaznaczyć, który z obrazków uzupełnia serię. Trzeba poznać regułę logiczną, która rządzi zmianami na obrazkach.

Ostatnia część to test oceny sytuacji. Podane są opisy scenek z życia pracowniczego. Trzeba wybrać najbardziej efektywne i najmniej efektywne rozwiązanie w danej sytuacji z czterech podanych.

Jakie to mogą być sytuacje?

Na przykład: twój kolega nie wypełnia swoich obowiązków. W rezultacie projekt się opóźnia, a ty musisz zostawać po godzinach. Co robisz? Skarżysz się szefowi, wykonujesz obowiązki swoje i kolegi, rozmawiasz z kolegą, a może zaczynasz się zachowywać tak jak on? To zadanie, tak jak każde następne w procesie rekrutacji, wykonujemy w jednym z trzech języków roboczych Unii – po angielsku, niemiecku bądź francusku.

Czyli test nie wymaga konkretnej wiedzy?

Nie, jedynie poznania pewnych mechanizmów rozwiązywania zadań i inteligencji. Czas, który mamy na odpowiedź, jest bardzo krótki. Wynosi około 1,5 minuty. Rozwiązanie testu wymaga więc też sprawności i treningu. Tego nie da się zdać z tzw. marszu.

Na tym etapie odpada około 90 proc. kandydatów. Przegrywamy z czasem i stresem. Dlatego trzeba włożyć nieco wysiłku w przygotowanie do testów, wtedy jest dużo łatwiej.

A jak wygląda kolejny etap?

Kolejny etap to test e-tray. To również robimy w centrum testowym. Ten test sprawdza nasze przygotowanie operacyjne do pracy, to, czy umiemy priorytetyzować zadania i analizować informacje. Test polega na tym, że mamy przed sobą skrzynkę e-mailową, a w niej wiadomości. Musimy z nich wybrać informacje konieczne do wykonania polecenia. Czyli musimy odrzucić to, co zbędne, i selektywnie czytać. Zastanowić się, co jest ważniejsze, a co mniej ważne.

Następnie piszemy esej. Ten etap też odbywa się w centrum testowym. Dostajemy materiały zbliżone do tych, na jakich pracują urzędnicy. Mamy się wypowiedzieć na piśmie zgodnie z poleceniem.

W kolejnym etapie jedzie się do Brukseli. Co ważne, koszty podróży są zwracane. Ten etap składa się z prezentacji ustnej, pracy w grupie i rozmowy. W prezentacji ustnej, oczywiście też w języku obcym, liczy się sztuka wystąpień publicznych.

Podczas pracy w grupie Polacy nie wypadają dobrze, bo nie potrafią wypracować wspólnego stanowiska. Wykazujemy duży poziom pasywnej agresji. Jeśli ktoś się z nami nie zgadza, wycofujemy się z pracy.

Ostatnia część to rozmowa. Padają na niej typowe pytania rekrutacyjne.

Czyli jakie?

Na przykład: proszę opowiedzieć o sytuacji, kiedy była pani/pan niesłusznie skrytykowana. Albo: proszę opowiedzieć o swoim osiągnięciu.

Kto może się ubiegać o pracę w instytucjach unijnych?

Każdy Polak znający jeden z języków roboczych, czyli angielski, niemiecki lub francuski. Nie muszą to być osoby wyłącznie po studiach, bo potrzebni są też pracownicy na stanowiskach pomocniczych. Poszukiwani są absolwenci wszystkich kierunków. Unia się specjalizuje i potrzebuje specjalistów w zakresu leśnictwa, edukacji czy rybołówstwa. Wiedzę o tym, jak działają unijne instytucje, można nabyć w trakcie pracy, choć lepiej ją mieć na początku. Będziemy się czuli pewniej podczas rekrutacji.

Czy praca w polskiej administracji bardzo różni się od pracy w instytucjach unijnych?

Trudność polega na pracy w środowisku wielokulturowym, w języku, który nie jest nasz. Ważna jest też skala. Urzędnik unijny musi myśleć dalej. Ma pod sobą 28 państw. Trzeba wiele wypośrodkować. Trudno osiągnąć kompromis. To stresujące.

Jednocześnie w instytucjach unijnych bardzo szanuje się pracownika i ceni jego kompetencje. Od ludzi nie wymaga się pracy ponad siły. Osoby wypalone mogą nie udźwignąć swoich obowiązków.

Ile się zarabia?

Osoba na stanowisku asystenta, czyli wspierającym pracę urzędników, może zarobić 1500–3000 euro. Na tym stanowisku nie jest wymagane wykształcenie wyższe. Urzędnik, czyli osoba tworząca prawo i politykę, zarabia na wstępie 4300 euro. Bardziej doświadczony urzędnik, mający bardzo szczegółową wiedzę z jakiejś dziedziny, może zarobić 7000 euro i więcej. Do tego dochodzą dodatki – na dzieci, na przeprowadzkę, na przejazdy do kraju.

—rozmawiała Katarzyna Wójcik

Ewa Hartman – doktor Uniwersytetu w Bournemouth; były pracownik Generalnej Dyrekcji ds. Rolnictwa Komisji Europejskiej, szkoleniowiec Krajowej Szkoły Administracji Publicznej, wykładowca Uczelni Łazarskiego w Warszawie. W zakresie kariery w instytucjach UE współpracuje też z regionalnymi ośrodkami debaty międzynarodowej.

Rz: Ilu Polaków pracuje w unijnych instytucjach?

Ewa Hartman: Około 3 tysięcy. To połowa tego, ilu powinno pracować, biorąc pod uwagę liczebność naszej populacji. Ale Polacy zajmują głównie stanowiska pomocnicze, asystenckie, a nie urzędnicze – decyzyjne. Nie mamy więc silnego wpływu na kształt unijnego prawa czy polityki. A nieobecni nie mają racji.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo karne
CBA zatrzymało znanego adwokata. Za rządów PiS reprezentował Polskę
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Sejm rozpoczął prace nad reformą TK. Dwie partie chcą odrzucenia projektów