Podstawą obliczenia szkody powinno być ustalenie faktycznych możliwości pracy. Tak uznał Sąd Najwyższy w sprawie o rentę uzupełniającą.
Wypadek przy pracy
Marcin A. uległ wypadkowi podczas wykonywania prac interwencyjnych urzędu miasta. Doznał złamania szyjki kości udowej i wstrząśnienia mózgu, a trzy lata po wypadku stwierdzono martwicę kości udowej. Ma teraz 34 lata i może wykonywać lekką pracę, najlepiej siedzącą. Z zawodu jest murarzem, ale w tym zawodzie przepracował tylko rok i wtedy zarabiał 1200 zł netto. Poza tym w ostatnich latach nie składał nigdzie podania o zatrudnienie. ZUS przyznał mu rentę – 640 zł netto miesięcznie – z powodu całkowitej niezdolności do pracy.
Od towarzystwa ubezpieczeń domagał się w sądzie renty uzupełniającej w wysokości 860 zł miesięcznie. Jej wysokość powinna odpowiadać różnicy między zarobkami, jakie poszkodowany mógłby osiągnąć, gdyby zdarzenie szkodzące nie nastąpiło, a wynagrodzeniem, jakie jest w stanie uzyskać, wykorzystując uszczuploną zdolność do pracy po wypadku.
Sąd Rejonowy w Jaśle zasądził mu tyle, ile żądał. Uznał, że ze względu na wiek był pracownikiem rozwojowym i przy dołożeniu staranności w poszukiwaniu pracy mógł pracować w swoim zawodzie. Należy mu się więc renta wyrównawcza będąca różnicą między rentą otrzymywaną z ZUS a wynagrodzeniem, jakie osiągałby w zawodzie murarza.
Sąd Okręgowy w Krośnie był innego zdania i zmniejszył rentę uzupełniającą do 260 zł. Zdaniem SO renta powinna odpowiadać różnicy między dochodami osiąganymi przed wypadkiem – było to 900 zł – a rentą z ZUS. Pogląd SR, że renta powinna być liczona od przeciętnego wynagrodzenia w zawodzie murarza, uznał za oderwany od realiów. Powód nie wykazał też, że zamierzał podjąć na dłużej stałą pracę, z której mógłby uzyskiwać dochody wyższe niż te przed wypadkiem.