W tym tygodniu Senat zajmuje się uchwaloną z inicjatywy PiS nowelizacją kodeksu wyborczego. Ogromne kontrowersje budzi zmiana przewidująca, że członków Państwowej Komisji Wyborczej wybiorą politycy. Zdaniem opozycji będą sędziami we własnej sprawie, bo PKW zajmuje się m.in. kontrolowaniem finansów komitetów wyborczych. Wiele wskazuje, że akurat z tym nie będzie miała dużo pracy. Wszystko przez wykreślenie przecinka w art. 106 § 1 kodeksu wyborczego.
Obecnie przepis głosi: „Każdy wyborca może prowadzić agitację wyborczą na rzecz kandydatów, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenia kandydatów, po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego". Po zmianach przepis ma brzmieć: „Agitację wyborczą może prowadzić każdy komitet wyborczy i każdy wyborca, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenia kandydatów po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego".
Skoro przed słowami „po uzyskaniu pisemnej zgody" przecinka już nie ma, każdy wyborca będzie mógł agitować, nie pytając o zgodę.
To błąd w tekście czy celowa zmiana? Przedstawiciel wnioskodawców Łukasz Schreiber z PiS mówi, że to drugie. – Agitacją jest np. rozdawanie ulotek, a uznać za nią można też rozmowę o polityce u cioci na imieninach. Obecnie teoretycznie trzeba mieć na to zgodę. To martwy przepis – mówi. Dodaje, że z tego powodu PiS proponuje też skreślenie art. 499, który przewiduje grzywnę albo areszt za agitowanie bez zgody.
Zmiany będą obowiązywać w wyborach wszystkich rodzajów. I mogą mieć poważne konsekwencje – ostrzega dr Tomasz Gąsior, specjalista od prawa wyborczego i finansowania polityki. – Obecnie prowadzenie agitacji za zgodą pełnomocnika jest traktowane jako działalność komitetu wyborczego. Do działalności tej odnoszą się restrykcyjne ograniczenia w zakresie m.in. limitów wydatków i przychodów, form wpłat, terminów pozyskiwania i wydatkowania środków oraz źródeł finansowania– wylicza.