Kampania przed wyborami, które wygra Putin

23 osoby zgłosiły chęć walki o miejsce na Kremlu, które było i będzie zajęte przez obecnego prezydenta.

Publikacja: 18.12.2017 17:31

Kampania przed wyborami, które wygra Putin

Foto: AFP

Najpoważniejszy kandydat opozycji Aleksiej Nawalnyj już potwierdził, że wystartuje w wyborach. Obawia się jedynie, że może zostać aresztowany w trakcie kampanii, a nawet w drodze do siedziby Centralnej Komisji Wyborczej, gdy będzie niósł dokumenty potrzebne do zarejestrowania swej kandydatury.

W poniedziałek oficjalnie rozpoczęła się kampania wyborcza, przed głosowaniem wyznaczonym na 18 marca. Zgodnie z rosyjskim prawem wszyscy chętni powinni się zarejestrować w CKW. By tego dokonać, niezależni kandydaci (jak Nawalnyj) powinni zebrać w całym kraju 300 tys. podpisów, a całą akcję zainaugurować zebraniem swoich 500 zwolenników, którzy stworzą „grupę inicjatywną". Na razie jednak Nawalnemu nikt nie chce wynająć sali i wydać zgody na takie spotkanie. Zwoływanie go bez zgody władz może się skończyć aresztowaniem uczestników.

Poza wszystkim szefowa Centralnej Komisji Wyborczej oświadczyła, że Nawalnyj może startować w wyborach dopiero po 2028 roku, gdyż polityk został skazany prawomocnym wyrokiem sądowym. Sam Nawalnyj uważa, że może kandydować, ponieważ otrzymał wyrok w zawieszeniu (w dodatku zakwestionowany przez Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu).

– Nie ma obowiązku hodowania sobie konkurentów – oświadczył prezydent Putin na dorocznej konferencji prasowej.

On nie ma i nie będzie miał takich problemów jak Nawalnyj, choć też startuje jako niezależny kandydat. „Niezależny" oznacza w rosyjskim prawie tylko tyle, że polityk nie został zgłoszony przez partię polityczną. Jeśli jest ona reprezentowana w parlamencie nie musi zbierać podpisów, jeśli nie – koniecznych jest 100 tysięcy. Do 2012 roku „niezależni" musieli zebrać 2 miliony podpisów. Podczas ówczesnych wyborów udało się to tylko jednemu z czterech „niezależnych", multimiliarderowi Michaiłowi Prochorowowi. Po wyborach zmieniono prawo.

Najwięcej chętnych do kandydowania było w czasach demokratycznej Rosji (w 1996 r. aż 78). Im dłużej rządził Putin, tym mniej osób stawało do startu w wyborach (11–14 w latach 2004–2012). Obecnie chęć kandydowania wyraziły 23 osoby. Poza Putinem, opozycjonistą Nawalnym i kontrowersyjnym przywódcą „liberalnych demokratów" Władimirem Żyrinowskim nie ma wśród nich znanych polityków. Lider komunistów Giennadij Ziuganow nie ukrywa, że swojej kariery politycznej nie chce kończyć kolejną przegraną z Putinem (Ziuganow ma już 73 lata i przegrał już trzykrotnie). Przywódcy oficjalnie opozycyjnej Sprawiedliwej Rosji zaś już oświadczyli, że całkowicie popierają obecnego prezydenta.

Wśród tych, którzy wystartują, znajduje się założyciel najstarszej rosyjskiej partii liberalnej Jabłoko Grigorij Jawlinski. Jednak już od 2003 roku jego partia nie ma reprezentacji w parlamencie. Prezydentem chce też zostać skazany prawomocnym wyrokiem sądowym za oszustwa finansowe multimiliarder Siergiej Połonski. W 2011 roku „Forbes" umieścił go na liście dziewięciu najbardziej dziwacznych i ekscentrycznych rosyjskich biznesmenów. Spośród ekscentryków wywodzi się też dziennikarka, reżyserka, pisarka i piosenkarka Katia Gordon (autorka m.in. utworu „Czy żona prezydenta jest szczęśliwa?").

Największą ciekawość budzi jednak inna salonowa lwica i prezenterka telewizyjna, Ksenia Sobczak. Obecny prezydent był zastępcą mera Petersburga Anatolija Sobczaka, ojca Kseni. Pomagał mu w ucieczce z Rosji w 1997 roku, gdy po przegranych wyborach w mieście Sobczak zagrożony był aresztowaniem. Według słów samej kandydatki „wychowała się na kolanach Putina".

Polityka
Kreml znów kłamie w sprawie Katynia
Materiał Promocyjny
Tajniki oszczędnościowych obligacji skarbowych. Możliwości na różne potrzeby
Polityka
Rosja dodała reżyserkę i dramatopisarkę na listę „terrorystów i ekstremistów”
Polityka
Irak chce karać homoseksualistów śmiercią. Zachód ostrzega przed konsekwencjami
Polityka
Donald Trump jednak stanie przed sądem
Polityka
W razie wojny z Iranem Izrael zostanie sam. Zaskakujące deklaracje USA i Europy