Gdyby nie emblematy i obraźliwe hasła rzucane do siebie, to marsz Komitetu Obrony Demokracji i manifestację Prawa i Sprawiedliwości można byłoby uznać za jedną imprezę. Podczas obu w ucho wpadały patriotyczne pieśni, odwoływano się do ofiar stanu wojennego, ale podczas obu dało się odczuć wrogość do kontrmanifestacji. Nie zabrakło też wzajemnych oskarżeń o bycie komunistami.
KOD wraz z Platformą i Nowoczesną protestował przeciwko polityce PiS. Domagali się dymisji rządu premier Beaty Szydło i głosili hasła, jakoby w Polsce panowała dyktatura i obywatele mieli ograniczaną wolność. Głos zabierali tylko lider KOD Mateusz Kijowski i były działacz „Solidarności" Władysław Frasyniuk. Ten ostatni przypominał, że w obecnej siedzibie Giełdy Papierów Wartościowych mieścił się kiedyś Komitet Centralny PZPR. – Marsz zepniemy klamrą. Idziemy spod dawnego Komitetu Centralnego pod komitet PiS na Nowogrodzkiej – wołał.
Nieco dalej, przy pl. Trzech Krzyży, gdzie swoją manifestację rozpoczął PiS, przy meleksie z nagłośnieniem stała grupka w pomarańczowych strojach: tańczyli i śpiewali patriotyczne pieśni.
Nieopodal jednej z regionalnych telewizji wywiadu udzielał... słynny prowokator Andrzej Hadacz. A w ekipie telewizji był Patryk Hałaczkiewicz, były szef sztabu wyborczego Pawła Kukiza. – Mam wrażenie, że ci ludzie żyją w alternatywnej rzeczywistości – tłumaczył „Rzeczpospolitej" Hałaczkiewicz. – Gdybyśmy mieli dyktaturę, to nie mogliby wykrzykiwać tych haseł.
– Kościół ich wydźwignął, Rydzyk im pomagał, to teraz oni jemu – tłumaczyła jedna z manifestantek sąsiadce.