Wbrew niektórym oczekiwaniom decyzja Donalda Trumpa o uznaniu Jerozolimy za stolicę Izraela i przeniesieniu tam ambasady nie wywołała intifad – powstania ludności palestyńskiej. Było wiele demonstracji i protestów na okupowanym Zachodnim Brzegu, w Strefie Gazy. Stamtąd też odpalono w ostatnich dniach w kierunku Izraela kilka rakiet. Jego lotnictwo odpowiedziało bombami. Zginęły dwie osoby, a ponad 30 zostało rannych.

W Jafie 24-letni Palestyńczyk ugodził nożem jednego z ochroniarzy. Protesty miały miejsce w Bejrucie i w stolicach wielu państw arabskich. W sobotę odbyło się w Kairze posiedzenie Ligi Państw Arabskich, gdzie potępiono oczywiście decyzję Trumpa. Równocześnie ostro zaatakował Izrael prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan, nazywając ten kraj „państwem terrorystycznym".

Tymczasem premier Beniamin Netanjahu przybył w niedzielę do Paryża. W poniedziałek odwiedzi Brukselę, gdzie spotka się z szefami dyplomacji państw członkowskich UE. Zarówno prezydent Francji Emmanuel Macron, jak i przywódcy innych państw unijnych byli przeciwni decyzji Donalda Trumpa. Macron dzwonił nawet do Waszyngtonu w przeddzień jej ogłoszenia, starając się przekonać prezydenta USA, aby zrezygnował ze swego zamiaru.

Jak podkreślają obserwatorzy, decyzja Trumpa uniemożliwia Stanom Zjednoczonym odgrywanie roli bezstronnego rozjemcy w procesie pokojowym na Bliskim Wschodzie w przyszłości. Rolę tę pragnie przejąć Francja.