Rozpoczęty w poniedziałek zjazd CDU, ostatni przed przyszłorocznymi wyborami do Bundestagu, nie będzie testem popularności w partii kanclerz Angeli Merkel. Od dwu tygodni jest oficjalnie kandydatem na kanclerza swej partii, po raz czwarty. W tej sytuacji jakakolwiek krytyka pod jej adresem byłaby prezentem dla opozycji. – Żadnych rozliczeń nie będzie – zapewnia konserwatywny „Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Zadaniem zjazdu jest wyjaśnienie niemieckim wyborcom zwrotu w polityce imigracyjnej kanclerz Angeli Merkel. W założeniach programowych zjazdu znajduje się wyraźna deklaracja, że słynne otwarcie granic Niemiec we wrześniu 2015 roku dla uchodźców „nie może się powtórzyć". W wypadku kolejnego najazdu na Niemcy utworzone zostaną strefy tranzytowe na granicach, gdzie internowani zostaną wszyscy przybysze.
Przewidziane są też inne środki broniące dostępu do Niemiec. Jest także konstatacja, że szlak bałkański jest już definitywne zamknięty chociażby przez płoty na granicach: austriackiej czy węgierskiej. Tak jakby to nie Merkel krytykowała jeszcze niedawno tworzenie takich budowli jako sprzecznych z głęboko humanitarną koniecznością pomocy bliźnim w potrzebie.
Co więcej, przewidziano zaostrzenie polityki wydalania z kraju imigrantów, którzy nie otrzymali azylu lub prawa do czasowego pobytu. Nie pomogą żadne odwołania, zaświadczenia lekarskie czy inne wymówki. Deportowani mają być także przybysze z Afganistanu. Ci z nich, którzy będą uchylali się od obowiązku wyjazdu z Niemiec.
A takich osób może być do końca przyszłego roku nawet 485 tys. – jak wynika z zamówionej przez CDU ekspertyzy firmy doradczej McKinsey. Koszt przymusowego wysiedlenia z Niemiec jednego imigranta ocenia się na 1,5 tys euro. Dobrowolny wyjazd to koszt dla budżetu rzędu 700 euro. Na to znajdą się pieniądze.