Finisz Katalonii w słabym stylu

Po tygodniach hamletyzowania szef rządu prowincji nie ogłasza niepodległości. Teraz ruch Madrytu.

Aktualizacja: 27.10.2017 10:02 Publikacja: 26.10.2017 20:31

Na wiadomość, że Carles Puigdemont idzie na kompromis z Madrytem, na ulice wyszli studenci. Szef kat

Na wiadomość, że Carles Puigdemont idzie na kompromis z Madrytem, na ulice wyszli studenci. Szef katalońskiego rządu wówczas się cofnął i nie ogłosił przedterminowych wyborów.

Foto: AFP

To są ostatnie godziny pełnienia funkcji szefa katalońskiego rządu regionalnego (Generalitat) przez Carlesa Puigdemonta. W piątek Senat w Madrycie niemal na pewno zatwierdzi propozycję rządu Mariano Rajoya odebrania autonomii Katalonii na mocy art. 155 konstytucji. Wówczas Puigdemont i jego ekipa zostaną odsunięci od władzy.

Scenariuszowi przejęcia bezpośredniej kontroli przez Madryt, który może prowadzić do otwartej konfrontacji w Katalonii i dalszego upadku jej gospodarki, Puigdemont mógł zapobiec w czwartek, ogłaszając przedterminowe wybory. Najpierw miał złożyć w tej sprawie deklarację o 13.30, potem przełożył ją o godzinę. Wreszcie wystąpił o 17.00, zapowiadając, że jednak wcześniejszych wyborów nie będzie. Wierny taktyce niekończącej się dwuznaczności, niepodległości jednak też nie ogłosił.

Czy za tą linią pójdzie cały regionalny rząd? W chwili zamykania tego numeru „Rzeczpospolitej" trwały obrady parlamentu regionalnego, każda opcja była możliwa. Ale najbardziej prawdopodobne wydawało się, że secesjoniści, zamiast oznajmić powstanie nowego państwa i ryzykować karę za zdradę stanu wynoszącą do 30 lat więzienia, wolą oddać inicjatywę Madrytowi.

Kompromisowe rozwiązanie wydawało się w zasięgu ręki, gdy mediację między Barceloną i Madrytem w środę zaoferował premier Kraju Basków Inigo Urkullu. Dzięki jego staraniom opozycyjna PSOE zgodziła się na zaniechanie uruchomienia art. 155 w zamian za dymisję Puigdemonta i rozpisanie przedterminowych wyborów. W wystąpieniu w czwartek po południu szef Generalitat powiedział, że takich gwarancji nie uzyskał jednak od Rajoya i jego Partii Ludowej. Tego jednak nie potwierdzają hiszpańskie media. Przeciwnie, zdaniem m.in. „La Vanguardii" premier był gotów poprzeć plan socjalistów wstrzymania procedury z art. 155.

Wygląda więc na to, że to wydarzenia w Barcelonie, a nie Madrycie miały większy wpływ na zmianę stanowiska szefa Generalitat. Gdy w czwartek rano padła wiadomość, iż szykuje się on do porozumienia z Rajoyem i rozpisania wcześniejszych wyborów, na placu Uniwersytetu w Barcelonie zebrała się wielotysięczna manifestacja studentów, która skierowała się ku Placa de Sant Jaume, przed budynek Generalitat. Otwierał ją transparent: „El poble ha votat. Ara Republica!" („Naród głosował. Będzie Republika!"). To odniesienie do nielegalnego referendum z 1 października, w którym 90 proc. spośród 42 proc. Katalończyków miało głosować za rozwodem z Hiszpanią.

W miarę upływu czasu manifestanci coraz bardziej się radykalizowali. Dołączyli do nich także Assemblea Nacional Catalana i Omnium Cultural, dwie główne organizacje obywatelskie opowiadające się za niepodległością. Teraz można już było usłyszeć: „Puigdemont, ty zdrajco. Nie zapomnimy, nie przebaczymy!" i „Botifler!" – pogardliwe określenie, jakie stosowano wobec Filipa V i popierającej Burbonów szlachty katalońskiej w trakcie wojny o sukcesję hiszpańską na początku XVIII wieku.

– Puigdemont nie będzie mógł się teraz poruszać bez ochrony po Barcelonie – powiedział „Rz" Oriol Bartomeus, politolog Uniwersytetu w Barcelonie. – 1/3 Katalończyków to radykalni zwolennicy niepodległości, część może posunąć się do agresji wobec szefa Generalitat.

Na oczach Puigdemonta rozpadał się też jego rząd. Dymisję w razie rozpisania przedterminowych wyborów zapowiadał jego zastępca i lider koalicyjnej, marksistowskiej partii Esquera Republicana Oriol Junqueras.

– Decyzja Puigdemonta o kompromisie z Madrytem była racjonalna. Miał po temu trzy powody. Jego rodzima partia (konserwatywne PDeCAT – red.) jest podzielona w sprawie ogłoszenia nowego państwa, nie ma więc większości na rzecz niepodległości. Po drugie, sytuacja gospodarcza Katalonii jest coraz bardziej niepokojąca. I wreszcie uruchomienie art. 155. prowadzi do otwartych starć w prowincji. Niestety, Puigdemont nie miał odwagi oprzeć się radykałom, stchórzył – mówi Bartomeus.

Secesjoniści ponieśli porażkę jeszcze na jednym froncie: nie udało się im zdobyć poparcia zagranicy. W czwartek francuska minister ds. europejskich Nathalie Loiseau powtórzyła to, co dwa tygodnie temu mówiła „Rz": Hiszpania jest wielką demokracją, trzeba utrzymać jej jedność.

Jedno wydaje się pewne: niezależnie od scenariusza – rozpisania czy nie wyborów – to są i tak ostatnie chwile Puigdemonta na czele Generalitat.

– PDeCAT traci w sondażach, bo zwolennicy niepodległości się radykalizują. Pięć lat temu ugrupowanie Puigdemonta przejęło hasła Esquerra Republicana oderwania się od Hiszpanii. Teraz jednak ludzie wolą stawiać na oryginał niż na kopię. Po ewentualnych wyborach zapewne zostanie utworzona koalicja Esquerra Republicana z Podemos lub innym ugrupowaniem, który nie chce niepodległości. To nie będzie rząd dążący do zerwania z Madrytem – mówi Bartomeus.

Niesmak pozostawiony po wolcie Puigdemonta, fatalne skutki gospodarcze romansu z niepodległością (z Katalonii wyprowadziło się 1,5 tys. firm, a ceny mieszkań spadły nawet o 1/5) oznacza zatem, że pomysł budowy nowego państwa zostanie odłożony na lata, może nawet pokolenie. Tym bardziej że ideą niepodległościową zawładnęli nie tylko marksiści z Esquerra Republicana, ale i anarchistyczna Candidatura d'Unitat Popular.

– Zdrada Puigdemonta nigdy nie może zwyciężyć – mówiła w południe liderka ugrupowania Mireia Boya.

To są ostatnie godziny pełnienia funkcji szefa katalońskiego rządu regionalnego (Generalitat) przez Carlesa Puigdemonta. W piątek Senat w Madrycie niemal na pewno zatwierdzi propozycję rządu Mariano Rajoya odebrania autonomii Katalonii na mocy art. 155 konstytucji. Wówczas Puigdemont i jego ekipa zostaną odsunięci od władzy.

Scenariuszowi przejęcia bezpośredniej kontroli przez Madryt, który może prowadzić do otwartej konfrontacji w Katalonii i dalszego upadku jej gospodarki, Puigdemont mógł zapobiec w czwartek, ogłaszając przedterminowe wybory. Najpierw miał złożyć w tej sprawie deklarację o 13.30, potem przełożył ją o godzinę. Wreszcie wystąpił o 17.00, zapowiadając, że jednak wcześniejszych wyborów nie będzie. Wierny taktyce niekończącej się dwuznaczności, niepodległości jednak też nie ogłosił.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Król Karol III wraca do publicznych wystąpień. Komunikat Pałacu Buckingham
Polityka
Kto przewodniczącym Komisji Europejskiej: Ursula von der Leyen, a może Mario Draghi?
Polityka
Władze w Nigrze wypowiedziały umowę z USA. To cios również w Unię Europejską
Polityka
Chiny mówią Ameryce, że mają normalne stosunki z Rosją
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu