Rozpoczęte w poniedziałek obrady plenum Komitetu Centralnego KPCh, czyli spotkania za szczelnie zamkniętym drzwiami 400 najważniejszych osobistości partyjnych, nie mają zwykle natychmiastowego przełożenia na rozwój sytuacji w kraju. Chociaż na ubiegłorocznym plenum zapadły olbrzymiej wagi decyzje o zerwaniu z polityką jednego dziecka.
W tym roku, kilkanaście miesięcy przed zjazdem partii, nikt nie spodziewa się tak spektakularnych decyzji. Idzie raczej o umocnienie dyscypliny partyjnej i potwierdzenie kursu obecnego sekretarza generalnego Xi Jinpinga, a zwłaszcza jego sztandarowego dzieła, jakim jest prowadzona z ogromnym impetem kampania antykorupcyjna.
Co boli Chińczyków
Setki najwyższych funkcjonariuszy partyjnych straciło stanowiska, majątki i wolność. W sumie mniej lub bardziej dotkliwe kary dosięgnęły miliona partyjnych dygnitarzy. Na pierwszy rzut oka to dużo. Zdaniem ekspertów – o wiele za mało. Z niedawnych badań amerykańskiego Pew Institute wynika, że zdaniem dwóch trzecich obywateli sytuacja uległa poprawie. Jednak 83 proc. Chińczyków nadal uznaje korupcję na zasadniczy problem kraju. Trzy czwarte wyraża niezadowolenie z pogłębiającej się przepaści w dochodach pomiędzy bogatymi i biednymi. Taka sama część społeczeństwa skarży się na stopień przestępczości, jakość usług medycznych, rosnące ceny, skażenie wody i powietrza. Nieco mniej, bo dwie trzecie, jest zdania, że system edukacji jest do niczego.
Są to wszystko druzgocące oceny dla władz, czyli dla partii komunistycznej. Naczelne władze partyjne zdają sobie sprawę z nastrojów społecznych. – Reakcja na nie jest jednak zdecydowanie inna niż w państwach demokratycznych. Najważniejsza jest linia kierownictwa partii. Pod tym kątem analizuje się oczekiwania społeczne – tłumaczy „Rzeczpospolitej" Rod Wye, ekspert londyńskiego think tanku, Chatham House. Przypomina, że walka z korupcją jest doskonałą okazją do pozbycia się z partii przeciwników politycznych.
Sam szef partii Xi Jinping nie pozostawia złudzeń, że walka z korupcją jest nadal lejtmotywem jego panowania. Sprzyja ugruntowaniu jego pozycji przed spodziewanym wyborem w przyszłym roku na kolejną pięcioletnią kadencję sekretarza generalnego. A to oznacza, że w gruncie rzeczy jest jeszcze czas do 2020 roku, aby zmienić Chiny. – O ile wszystko pójdzie zgodnie z planem – zastrzega Rod Wye.