Przewodniczący rządu regionalnego (Generalitat) Carles Puigdemont sięga do planu B, bo plan A nie wypalił. Secesjoniści mieli nadzieję, że na fali oburzenia z powodu brutalnej interwencji hiszpańskiej policji w czasie niedzielnego referendum w konflikt zaangażuje się UE lub któryś z jej krajów członkowskich. Tak się jednak nie stało, wszyscy traktują Katalonię jako problem wewnętrzny Hiszpanii.
Zara zmuszona do strajku
Dyscyplinę w tej sprawie zachowali także prawie wszyscy członkowie rządu Beaty Szydło. Sama premier oświadczyła już w poniedziałek, że nasz kraj szanuje suwerenność Madrytu i oczekuje, że w taki sam sposób będzie szanowana suwerenność Warszawy. W podobnym tonie we wtorek wypowiadał się w RMF szef dyplomacji Witold Waszczykowski. W pewnym momencie przyznał jednak: „Mnie też zabrakło działania Komisji Europejskiej, może nie w tej chwili, tylko w czasie tego procesu, który był przygotowawczy do referendum". Taka deklaracja, jeśli zostałaby potraktowana poważnie, a nie jako nieszczęśliwy wypadek, mogłaby zostać uznana w Hiszpanii za sygnał, że nasz kraj opowiada się za „umiędzynarodowieniem" konfliktu w Katalonii, co jest marzeniem secesjonistów.
We wtorek Katalonia była sparaliżowana przez strajk generalny, który został zwołany nie tylko z inicjatywy ruchów niepodległościowych, ale także ogólnohiszpańskich związków zawodowych. Zablokowano w prowincji 52 drogi o znaczeniu krajowym, w Barcelonie nie funkcjonowała komunikacja zbiorowa, zamknięte były szkoły. Na ulice wyszły dziesiątki tysięcy ludzi – zdecydowanie mniej niż w czasie święta narodowego prowincji (Diada) w 2014 r., gdy protestowało 1,8 mln osób.
Nie wszystkie sklepy chciały też wziąć udział w proteście. O ile małe, osiedlowe punkty, zależne od okolicznych klientów, posłusznie podporządkowały się zaleceniom Generalitat, o tyle wielkie sieci jak Zara na Passeig de Gracia nie miały takiego zamiaru. Tu jednak przyszli aktywiści, zmuszając opornych do wstrzymania sprzedaży: personel musiał wyjść tylnymi drzwiami.
– Doszliśmy do porozumienia z Generalitat, wstrzymaliśmy pracę tylko między 14 a 16 – mówi „Rz" Paco ze sklepu Mercadona przy ulicy Calabria w Barcelonie. Chodzi o czołową sieć sklepów spożywczych w Hiszpanii, która w samej Katalonii ma ponad 200 oddziałów.