Katalonia nie wie, co dalej po referendum

Tym razem ofiarą szykan w trakcie strajku padła policja. Perspektyw na rozwiązanie konfliktu nie widać.

Aktualizacja: 04.10.2017 08:46 Publikacja: 03.10.2017 19:23

Strażacy w niedzielę starli się z hiszpańską policją. We wtorek strajkowali.

Strażacy w niedzielę starli się z hiszpańską policją. We wtorek strajkowali.

Foto: AFP

Przewodniczący rządu regionalnego (Generalitat) Carles Puigdemont sięga do planu B, bo plan A nie wypalił. Secesjoniści mieli nadzieję, że na fali oburzenia z powodu brutalnej interwencji hiszpańskiej policji w czasie niedzielnego referendum w konflikt zaangażuje się UE lub któryś z jej krajów członkowskich. Tak się jednak nie stało, wszyscy traktują Katalonię jako problem wewnętrzny Hiszpanii.

Zara zmuszona do strajku

Dyscyplinę w tej sprawie zachowali także prawie wszyscy członkowie rządu Beaty Szydło. Sama premier oświadczyła już w poniedziałek, że nasz kraj szanuje suwerenność Madrytu i oczekuje, że w taki sam sposób będzie szanowana suwerenność Warszawy. W podobnym tonie we wtorek wypowiadał się w RMF szef dyplomacji Witold Waszczykowski. W pewnym momencie przyznał jednak: „Mnie też zabrakło działania Komisji Europejskiej, może nie w tej chwili, tylko w czasie tego procesu, który był przygotowawczy do referendum". Taka deklaracja, jeśli zostałaby potraktowana poważnie, a nie jako nieszczęśliwy wypadek, mogłaby zostać uznana w Hiszpanii za sygnał, że nasz kraj opowiada się za „umiędzynarodowieniem" konfliktu w Katalonii, co jest marzeniem secesjonistów.

We wtorek Katalonia była sparaliżowana przez strajk generalny, który został zwołany nie tylko z inicjatywy ruchów niepodległościowych, ale także ogólnohiszpańskich związków zawodowych. Zablokowano w prowincji 52 drogi o znaczeniu krajowym, w Barcelonie nie funkcjonowała komunikacja zbiorowa, zamknięte były szkoły. Na ulice wyszły dziesiątki tysięcy ludzi – zdecydowanie mniej niż w czasie święta narodowego prowincji (Diada) w 2014 r., gdy protestowało 1,8 mln osób.

Nie wszystkie sklepy chciały też wziąć udział w proteście. O ile małe, osiedlowe punkty, zależne od okolicznych klientów, posłusznie podporządkowały się zaleceniom Generalitat, o tyle wielkie sieci jak Zara na Passeig de Gracia nie miały takiego zamiaru. Tu jednak przyszli aktywiści, zmuszając opornych do wstrzymania sprzedaży: personel musiał wyjść tylnymi drzwiami.

– Doszliśmy do porozumienia z Generalitat, wstrzymaliśmy pracę tylko między 14 a 16 – mówi „Rz" Paco ze sklepu Mercadona przy ulicy Calabria w Barcelonie. Chodzi o czołową sieć sklepów spożywczych w Hiszpanii, która w samej Katalonii ma ponad 200 oddziałów.

W stosunku do niedzieli role się odwróciły. Tym razem tłum otoczył siedzibę Partii Ludowej w Barcelonie, a także komisariaty Guardia Civil i Policia Nacional, domagając się wyprowadzenia funkcjonariuszy z prowincji. Podobne sceny powtórzyły się przed hotelami, gdzie zostali zakwaterowani policjanci.

– Ja nie zgodziłam się, aby tu mieszkali, nie chcemy takich ludzi – mówi „Rz" Marta (nazwiska nie chce podać), właścicielka hotelu Merce w Pinede del Mar, kurorcie na Costa Brava, 30 km na północ od Barcelony. – Kwaterują obok, w hotelach Checkin Pineda i Checkin Mont Palau. Ludzie przyszli przed te hotele już na ranem, krzyczeli: „Ulice są nasze", „Niepodległa Katalonia", „Niech sobie idą". Przed budynkami stoją Mossos d'Esquadra (lokalna policja katalońska – red.) i strażacy, wszystko odbywa się spokojnie – dodaje. Hiszpańska prokuratura zapowiedziała, że będzie ścigać tych, którzy „wyrzucili policjantów z hotelu". To jej zdaniem „sianie nienawiści".

Rajoy zwleka z decyzją

W Madrycie szef MSW Juan Ignacio Zoido zwołał jednak sztab kryzysowy i zapowiedział, że „podejmie wszystkie niezbędne kroki, aby funkcjonariusze mogli z godnością wykonywać swoją pracę". Na razie dokładnie nie wiadomo, co miałoby to oznaczać.

Kolejny ruch należy do Mariano Rajoya. Premier spotkał się z liderem socjalistycznej PSOE Pedro Sanchezem, który namawia go do „natychmiastowego podjęcia negocjacji z Puigdemontem". Chce także, aby w samym Madrycie w rozmowy o przyszłości kraju zostali włączeni „wszyscy bez wyjątku, a w szczególności Podemos (radykalne, lewicowe ugrupowanie Pablo Iglesiasa – red.).

Ale Albert Rivera, przywódca innej czołowej partii kraju, liberalnej Ciudadanos, przekonuje premiera do znacznie bardziej stanowczego rozwiązania. Jego zdaniem Rajoy powinien uprzedzić ogłoszenie niepodległości przez Puigdemonta i przejąć bezpośrednie rządy w Katalonii, odbierając prowincji autonomię. Na to pozwala art. 155 konstytucji. Ale zdaniem Rivery jednocześnie należy rozpisać wybory regionalne, co „pozwoliłoby Generalitat powrócić w ramy legalności".

Rajoy, jak to jest w jego zwyczaju, gra na czas. Rzecznik Partii Ludowej w Kortezach Rafael Hernando powiedział, że premier wystąpi w parlamencie dopiero „w przyszłym tygodniu". Ale słuchając jego wypowiedzi, można było odnieść wrażenie, że w Pałacu Moncloa (siedziba szefa rządu) górę bierze frakcja zwolenników zdecydowanego rozwiązania, tak jak to się stało już w niedzielę.

– Pedro Sanchez powinien nam wytłumaczyć, dlaczego nie należy w takich okolicznościach sięgnąć do art. 155. Esquerra Republicana (socjalistyczna katalońska partia niepodległościowa) i Candidatura d'Unitat Popular (radykalne ugrupowanie dążące do secesji prowincji) najwyraźniej chcą ofiar w ludziach, manifestacje mają posmak nazistowski. Puigdemont potrafi wzniecić niepokoje, ale rządzić Katalonią już nie – dodał. Na razie jest jednak wątpliwe, aby Rajoy sięgnął po art. 155 bez poparcia PSOE.

Zgodnie z przyjętą na początku września przez parlament kataloński ustawą o budowie nowego państwa Puigdemont powinien ogłosić niepodległość nowego państwa już 48 godzin po publikacji wyników nielegalnego referendum, czyli w środę. Jednak kataloński „premier" najwyraźniej zwleka, bo bez uznania za granicą taki akt zapędziłby nacjonalistów w kozi róg, byłby pusty. Nie wiadomo, czy pracownicy Generalitat nadal otrzymywaliby w takim przypadku swoje pensje, a nawet czy nie ryzykowali odpowiedzialności karnej za działania przeciw prawu.

Przewodniczący rządu regionalnego (Generalitat) Carles Puigdemont sięga do planu B, bo plan A nie wypalił. Secesjoniści mieli nadzieję, że na fali oburzenia z powodu brutalnej interwencji hiszpańskiej policji w czasie niedzielnego referendum w konflikt zaangażuje się UE lub któryś z jej krajów członkowskich. Tak się jednak nie stało, wszyscy traktują Katalonię jako problem wewnętrzny Hiszpanii.

Zara zmuszona do strajku

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Andrzej Łomanowski: Piąta inauguracja Władimira Putina częściowo zbojkotowana. Urzędnicy czekają na awanse
Polityka
Władimir Putin został po raz piąty prezydentem Rosji
Polityka
Kreml chce udowodnić, że nie jest już samotny. Moskwa zaprasza gości na paradę w Dzień Zwycięstwa
Polityka
Bogata biblioteka białoruskiego KGB. Listy od donosicieli wyciekły do internetu
Polityka
USA. Kampania prezydencka pod znakiem aborcji. Republikanie przerażeni widmem referendów