– Żaden objaw buntu nie pozostanie bez odpowiedzi – zapowiedział szef hiszpańskiego rządu. I jak pisze gazeta „El Periodico de Catalunya", plan swój wprowadza w życie z chirurgiczną dokładnością.
W niedzielę lokalna katalońska policja Mossos d'Esquadra została podporządkowana pułkownikowi Diego Perez de los Calos, wysłannikowi Madrytu, bo do tej pory z niewystarczającą gorliwością ścigała osoby zaangażowane w przygotowania do głosowania. Hiszpańskie mediach pokazały też zdjęcia długich kolumn policji, która z innych regionów kraju została sprowadzona do Katalonii. Już wcześniej Guardia Civil zabezpieczyła niektóre autonomiczne urzędy katalońskie, zatrzymała kilkunastu działaczy niepodległościowych, zamroziła konta władz regionalnych w Barcelonie. Teraz premier Mariano Rajoy poszerzył ten front działań o szkoły, ostrzegając, aby katalońscy nacjonaliści „nie manipulowali dziećmi".
Zdaniem „El Periodico de Catalunya" rząd w Madrycie jest już przekonany, że głosowanie po prostu się nie odbędzie, bo secesjoniści nie mają go jak zorganizować. Ale Albaro Madrigal, madrycki politolog, mówi „Rz": – Carles Puigdemont (przewodniczący katalońskiego rządu regionalnego – red.) ma plan B.
– Policji nie udało się znaleźć miejsca, gdzie są ukryte urny, nie zostały zarekwirowane wszystkie karty do głosowania, a secesjoniści właśnie opublikowali listę punktów, w których będą zorganizowane komisje wyborcze. W samym dniu głosowania policji bardzo trudno będzie zarekwirować urny, bo to by zrobiło fatalne wrażenie na świecie, bardzo wzmocniło obóz secesjonistów – dodaje.
Przejawów „buntu", na które Rajoy na razie nie zdołał odpowiedzieć, jest więcej. W prowincji Lleida rolnicy na znak protestu zaczęli blokować traktorami drogi, regionalna telewizja TV 3 zaś wciąż emituje ogłoszenia o nielegalnym referendum, ryzykując represje.