Hiszpania: Godzina prawdy dla Katalonii. Czym skończy się referendum niepodległościowe?

Policja zatrzymuje secesjonistów przed referendum niepodległościowym. Ale Rajoy zostawia furtkę do kompromisu.

Aktualizacja: 21.09.2017 07:11 Publikacja: 20.09.2017 18:48

W Barcelonie w poniedziałek atmosfera była napięta, w każdej chwili mogło dojść do incydentów, a naw

W Barcelonie w poniedziałek atmosfera była napięta, w każdej chwili mogło dojść do incydentów, a nawet rozlewu krwi.

Foto: AFP

– Byliśmy całkowicie zaskoczeni – przyznaje „Rzeczpospolitej" Gemma Dominjueuz z departamentu spraw społecznych katalońskiego rządu regionalnego, Generalitat. – Guardia Civil przyjechała o ósmej rano, pięć samochodów, 20 ludzi. Kilku z bronią pozostało przed budynkiem, reszta bez broni pokazała nakaz sądowy i weszła do środka. Teraz są na 20. piętrze, w sekretariacie generalnym zabezpieczają dokumenty, komputery. Część naszych pracowników zeszła na dół, krzyczała: „Chcemy głosować!". Ale policjanci nawet nie odezwali się słowem, wszystko odbyło się bardzo spokojnie – dodaje.

W środę Guardia Civil, formacja podległa bezpośrednio władzom w Madrycie, zabezpieczyła biura ośmiu innych urzędów katalońskich władz autonomicznych. Aresztowała także 12 osób zaangażowanych w przygotowania do referendum 1 października, które zdaniem Trybunału Konstytucyjnego jest nielegalne. Znalazł się wśród nich m.in. Jose Maria Jove, sekretarz generalny odpowiedzialny za sprawy ekonomiczne. Ale Guardia Civil nie zapukała do drzwi żadnego z kluczowych przywódców Katalonii, w tym przewodniczącego Generalitat Carlesa Puigdemonta, jego zastępcy Oriola Junquerasa czy odpowiedzialnego za sprawy zagraniczne Raula Romeva. To sygnał, że hiszpański rząd jest wciąż otwarty na kompromis, tym bardziej że Rajoy nie przejął bezpośredniej władzy nad Katalonią, na co pozwala mu art. 155 konstytucji.

W Kortezach premier zachował zresztą niezwykły spokój.

– W Katalonii próbowano zlikwidować konstytucję i suwerenność Hiszpanii. W tej sytuacji państwo musiało zareagować. Jeśli nie będziemy działali zgodnie z prawem, jedyne, co osiągniemy, to niesprawiedliwość, arbitralność, prawo silniejszego – powiedział Rajoy. I przyznał, że jeśli „Puigdemont zrobi krok wstecz, porozumienie jest możliwe".

Na to się jednak nie zanosi. Przewodniczący zwołał pilnie posiedzenie rządu regionalnego, a po jego zakończeniu wezwał Katalończyków do głosowania 1 października, to jego zdaniem „odpowiedź demokratyczna" na działania Madrytu.

– Rząd hiszpański przekroczył czerwoną linię, która go oddzielała od władz autorytarnych, wstyd – oświadczył.

W Madrycie z posiedzenia Kortezów na znak protestu wyszli deputowani katalońskich partii niepodległościowych, ale kilku z nich zdążyło rzucić parę inwektyw pod adresem szefa rządu.

– Niech pan zabierze swoje brudne ręce od Katalonii – powiedział 35-letni Gabriel Rufian z radykalnej Esquerra Republicana. Ale Rajoy nie dał się sprowokować.

W samej Barcelonie wielotysięczny tłum zaczął się zbierać przed budynkami, gdzie interweniowała Guardia Civil. Doszło do przebicia opon samochodów policji, ludzie otoczyli przynajmniej jeden pojazd i krzyczeli: wynocha, okupanci! W takiej atmosferze łatwo może dojść do spięcia, rozlewu krwi. A wtedy dynamika wydarzeń pójdzie w zupełnie niespodziewanym kierunku. To tym bardziej realne, że lokalna katalońska policja, Mossos d'Esquadra, mimo nakazu Trybunału Konstytucyjnego nie chce pomóc Guardia Civil we wdrożeniu prawa. A ta ostatnia ma na terenie Katalonii bardzo ograniczoną liczbę funkcjonariuszy. Co prawda szef Mossos, Josep Trapero, przekazał swoim podwładnym wyrok Trybunału Konstytucyjnego, ale już nie wydał instrukcji operacyjnych, co uniemożliwia im podjęcie konkretnych działań.

– Zajmujemy się utrzymaniem porządku publicznego na ulicach, przeciwdziałanie referendum to sprawa Guardia Civil. W centrum Barcelony gromadzi się coraz więcej ludzi, ale do tej pory nie zanotowaliśmy żadnych incydentów – powiedział w środę po południu „Rzeczpospolitej" Jordi Pena z biura prasowego Mossos d'Esquadra.

Mimo to Guardia Civil odniosła poważny sukces: w Bigues i Riells, przemysłowej dzielnicy Barcelony, znalazła w magazynach 9 milionów kart do głosowania. To podważa wiarygodność szykowanego referendum, bo w Katalonii mieszka 7,5 miliona osób, łącznie z nieletnimi.

Rajoy, który kazał także zamrozić konta bankowe Generalitat, ma za sobą poparcie głównych partii politycznych, ale nie wszystkich. Zdecydowanie w obronie konstytucji z 1978 stanął lider socjalistycznej PSOE Pedro Sanchez i liberalnej Ciudadanos Albert Rivera. Ale przywódca populistycznego, lewicowego Podemos Pablo Iglesias wyraźnie odciął się od Rajoya: „Nie chcę, aby demokracja hiszpańska była splamiona więźniami politycznymi, podczas gdy skorumpowana partia polityczna paraliżuje instytucje kraju" – oświadczył, odnosząc się do rządzącej w Madrycie Partii Ludowej.

Burmistrz Barcelony Ada Colau wywodzi się z Podemos, która w Katalonii jest podzielona na zwolenników i przeciwników secesji. Dlatego Iglesias od dłuższego czasu w sprawie przyszłości Katalonii woli pozostać enigmatyczny.

W Rosji perspektywa rozpadu jednego z najważniejszych krajów Unii nie jest przyjmowana ze smutkiem. Pozostający pod kontrolą Kremla główny dziennik telewizyjny „Wiesti", relacjonując wydarzenia w Barcelonie, przekazuje wyłącznie argumenty secesjonistów. Stanowisko władz w Madrycie nie jest rosyjskiej propagandzie po drodze.

– Byliśmy całkowicie zaskoczeni – przyznaje „Rzeczpospolitej" Gemma Dominjueuz z departamentu spraw społecznych katalońskiego rządu regionalnego, Generalitat. – Guardia Civil przyjechała o ósmej rano, pięć samochodów, 20 ludzi. Kilku z bronią pozostało przed budynkiem, reszta bez broni pokazała nakaz sądowy i weszła do środka. Teraz są na 20. piętrze, w sekretariacie generalnym zabezpieczają dokumenty, komputery. Część naszych pracowników zeszła na dół, krzyczała: „Chcemy głosować!". Ale policjanci nawet nie odezwali się słowem, wszystko odbyło się bardzo spokojnie – dodaje.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Grzegorz Braun kandydatem Konfederacji w wyborach do PE
Polityka
Spięcie w Sejmie. Wicemarszałek do Bąkiewicza: Proszę opuścić salę
Polityka
„Karczemna kłótnia” w PiS po decyzji o listach. Okupacja drzwi do gabinetu Jarosława Kaczyńskiego
Polityka
Afera zegarkowa w MON. Mariusz Błaszczak: Trzeba wyciągnąć konsekwencje
Polityka
Zmiana prokuratorów od Pegasusa i ogromna presja na sukces