Rosja da paszporty rodakom w krajach bałtyckich

Rosja chce wydawać paszporty rodakom w krajach bałtyckich. Mieszka tam ponad milion Rosjan.

Aktualizacja: 20.09.2016 19:28 Publikacja: 19.09.2016 19:00

Symferopol. Pomnik rosyjskich żołnierzy, którzy zajęli Krym.

Symferopol. Pomnik rosyjskich żołnierzy, którzy zajęli Krym.

Foto: AFP

– Najpierw szczekają jak szczeniaki, a później narzekają, że grozi im wojna. Albo kraje bałtyckie będą okupowane, albo zostaną zniszczone – mówił pod koniec 2013 roku wiceprzewodniczący rosyjskiej Dumy Władimir Żyrinowski. Co ciekawe, wspominał wtedy też o konieczności „przyłączenia Krymu" oraz o „zwrocie Rosji Donbasu". Nie wiadomo więc, czy przepowiednie najbardziej ekscentrycznego rosyjskiego polityka dotyczące do krajów bałtyckich się spełnią. Krym anektowano dwa lata temu, toczy się też wojna na wschodzie Ukrainy . Wiele wskazuje na to, że wobec Bałtów Kreml również ma plan.

Niedawno premier Rosji Dmitrij Miedwiediew zaproponował ministrom oraz szefom struktur siłowych, by rozważyli otwarcie rosyjskiej granicy dla wszystkich rodaków mieszkających w Estonii i Łotwie. Polecił także uprościć procedury nadania rosyjskiego obywatelstwa „sootieczestwiennikom", czyli osobom utożsamiającym się z Rosją. Skorzystać z tego będą mogli nie tylko rosyjskojęzyczni mieszkańcy Litwy, Łotwy i Estonii, ale i wszystkich postradzieckich krajów.

Ale to państwa bałtyckie, które należą do Unii Europejskiej oraz NATO, mają dzisiaj największe powody do obaw. Według spisów powszechnych mieszka tam ponad milion Rosjan. Przeprowadzili się po zajęciu tej części Europy przez ZSRR i zastąpili ponad sto tysięcy deportowanych do obozów Gułagu Łotyszy, Litwinów i Estończyków. Najwięcej Rosjan mieszka na Łotwie oraz w Estonii, gdzie stanowią aż 25 proc. społeczeństw. Z kolei 350 tys. z nich wciąż posiada tam status „nieobywateli". Nie mają prawa m.in. do udziału w wyborach oraz zajmowania stanowisk państwowych. Mogą natomiast swobodnie podróżować po całej strefie Schengen.

– Nikt nie da im obywatelstwa w prezencie. Jest to bardzo łatwa procedura, wystarczy nauczyć się języka łotewskiego. Ale oni tego nie chcą – mówi „Rzeczpospolitej" Aivars Ozolinš, łotewski pisarz i dziennikarz. – Od upadku Związku Radzieckiego rosyjskie władze wielokrotnie próbowały wykorzystywać tych ludzi, oskarżali Łotwę o brak demokracji oraz o to, że łamie się tu prawa Rosjan – dodaje.

Statystyki wskazują, że wielu z nich wcale nie miało problemów z językiem. Ponad 300 tys. Rosjan otrzymało łotewski paszport, około 250 tys. estoński i ponad 170 tys. litewski. Nie wiadomo, ilu z nich jest jednocześnie obywatelami Rosji. Wiadomo natomiast, że na próbują uczestniczyć w działalności politycznej. Sukces odnieśli na Łotwie, gdzie od 2009 roku merem Rygi jest Nił Uszakow, Rosjanin z pochodzenia. Założona przez niego prorosyjska partia Saskana (Zgoda) wygrała nawet poprzednie wybory, ale nie zdobyła większości w parlamencie.

Rosjanie z krajów bałtyckich mają nawet swoich deputowanych w Parlamencie Europejskim. Są częstymi gośćmi rosyjskich mediów, gdzie skarżą się na prześladowania Rosjan w Europie i mówią o amerykańskim imperializmie.

– Inwazja na kraje bałtyckie może się dokonać w bardzo różny sposób. Mogą się pojawić grupy dywersyjne, które będą próbowały destabilizować tam sytuację – mówił „Rzeczpospolitej" po aneksji Krymu Andriej Iłłarionow, były doradca Władimira Putina.

W Moskwie jednak przekonują, że takich planów Kreml nie ma. – Żadnej powtórki Krymu tam nie będzie. Chyba że do władzy na Łotwie czy w Estonii dojdą terroryści, to wtedy trzeba będzie jakoś zareagować – mówi „Rz" Siergiej Markow, rosyjski politolog blisko związany z Kremlem.

Dziesięć lat temu rosyjski rząd uruchomił program „Sootieczestwiennik" i umożliwił rodakom powrót do ojczyzny. Skorzystało z tego wielu Rosjan z krajów Azji Środkowej, ale prawie nikt z krajów bałtyckich. Dla porównania średnia pensja na Łotwie wynosi ponad 800 euro, w Rosji – dwa razy mniej.

– Chlebem i solą nikt tu rosyjskich żołnierzy witać nie będzie tak jak na Krymie. Zielonych ludzików po prostu zastrzelą – mówi Aivars Ozolinš. – Nie wykluczamy jednak różnego rodzaju prowokacji i właśnie tego się obawiamy – dodaje.

– Najpierw szczekają jak szczeniaki, a później narzekają, że grozi im wojna. Albo kraje bałtyckie będą okupowane, albo zostaną zniszczone – mówił pod koniec 2013 roku wiceprzewodniczący rosyjskiej Dumy Władimir Żyrinowski. Co ciekawe, wspominał wtedy też o konieczności „przyłączenia Krymu" oraz o „zwrocie Rosji Donbasu". Nie wiadomo więc, czy przepowiednie najbardziej ekscentrycznego rosyjskiego polityka dotyczące do krajów bałtyckich się spełnią. Krym anektowano dwa lata temu, toczy się też wojna na wschodzie Ukrainy . Wiele wskazuje na to, że wobec Bałtów Kreml również ma plan.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Przywódcy Belgii i Czech ostrzegają UE przed rosyjską dezinformacją
Polityka
Ban dla TikToka razem z pomocą Ukrainie i Izraelowi. Kongres USA uchwala przepisy
Polityka
Kaukaz Południowy. Rosja się wycofuje, kilka państw walczy o wpływy
Polityka
USA i Wielka Brytania nakładają nowe sankcje na Iran. „Jesteśmy o krok od wojny”
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Nie puszczają urzędników nawet na Białoruś. Moskwa strzeże swoich tajemnic