W poniedziałek sąd w ukraińskim Czarnomorsku uniewinnił 19 prorosyjskich aktywistów oskarżonych w sprawie tragedii w Odessie, do której doszło 2 maja 2014 roku. Wtedy w wyniku starcia pomiędzy proukraińskimi demonstrantami a prorosyjskimi separatystami zginęło 48 osób, a ponad 200 zostało rannych. Większość zginęła w pożarze siedziby związków zawodowych, w której zabarykadowali się zwolennicy Rosji.
Śledztwo w tej sprawie toczyło się od ponad trzech lat. Nikt nie poniósł odpowiedzialności za tragedię. Tuż po ogłoszeniu wyroku na salę sądową wkroczyli prokuratorzy i funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, którzy oskarżyli o separatyzm dwóch uniewinnionych zwolenników Rosji. Jeden z nich to rosyjski obywatel. Zostali ponownie aresztowani na sali, ale to nie uspokoiło proukraińskich demonstrantów, zbulwersowanych uniewinniającymi wyrokami. W wyniku starć z policją i Gwardią Narodową 35 mundurowych zostało rannych.
Odeski dziennikarz Serhij Dibrow stojący na czele grupy „2 maja" od początku obserwuje śledztwo w tej sprawie. „Z ponad 120 zatrzymanych przed sądem postawiono jedynie 22 osoby. Reszta w dziwnych okolicznościach znikła ze sprawy. A wobec pozostały brakuje dowodów. Korupcja i jeszcze raz korupcja" – napisał na swoim profilu w jednej z sieci społecznościowych. Jak twierdzi Dibrow, śledczy, którzy prowadzili sprawę, mieli jedynie za zadanie „sprzedać dowody jak najdrożej osobom zainteresowanym".
– Przedstawiciele tak zwanego rosyjskiego świata są niestety nadal obecni w każdej części Ukrainy, nawet we Lwowie. Są oni w strukturach mundurowych, a zwłaszcza w MSW. Sprawa odeskiej tragedii była sabotowana przez nich, jak i wiele innych spraw – mówi „Rzeczpospolitej" kpt. Ołeksij Arestowycz, kijowski analityk wojskowy.
Cytowany przez rosyjską telewizję Rossija 1 były szef odeskiej milicji Dmitrij Fuczedżi powiedział, że podczas tragicznych wydarzeń 2 maja 2014 roku wraz z innymi przedstawicielami służb mundurowych znajdował się na naradzie w gabinecie ówczesnego gubernatora obwodu odeskiego Wołodymyra Nemyrowskiego, który tuż przed tym został mianowany przez rewolucyjne władze w Kijowie. Fuczedżi twierdzi, że to gubernator kazał wyłączyć telefony i nie reagować na to, co się działo na ulicach miasta.