W ankiecie opublikowanej przez główną sieć telewizyjną kraju ARD najbardziej szokują wyniki SPD. Po błyskotliwym początku kampanii Martina Schulza socjaldemokraci mogliby liczyć już tylko na 20 proc. głosów, niemal dwa razy mniej niż CDU/CSU (37 proc.).
– To jeden z najgorszych wyników w powojennych Niemczech, skutek utrzymywania przez lata koalicji z chadekami, przez co umiarkowanej lewicy coraz trudniej jest odróżnić się od Angeli Merkel. Jeśli ten wynik się potwierdzi w dniu wyborów, nawet gdyby Schulz chciał budować kolejną „wielką koalicję" i zostać szefem MSZ, szeregowi członkowie SPD prawdopodobnie się na to nie zgodzą – mówi „Rzeczpospolitej" Dominik Grinmayer, ekspert Instytutu Niemiecko-Francuskiego (DFI) w Ludwigsburgu.
Zwrot wobec Unii
To byłby kolejny argument na rzecz budowy przez Merkel koalicji z liberałami. W sondażu ARD FDP co prawda uplasowała się na czwartym miejscu (9,5 proc.), za populistyczną i skrajnie prawicową Alternatywą dla Niemiec AfD (12 proc.), ale to i tak dwukrotnie lepszy wynik, niż liberałowie uzyskali cztery lata temu, kiedy pierwszy raz w Republice Federalnej nie dostali się do Bundestagu. Skrajnie lewicowa Die Linke zbiera 9 proc. głosów, zaś Zieloni – 7,5 proc.
Sukces FDP to przede wszystkim zasługa 38-letniego Christiana Lindnera, który poza tradycyjnymi dla liberałów postulatami obniżenia podatków i wydatków państwa rozbudował program partii o inne, popularne w dzisiejszych Niemczech hasła. Jednym z nich jest twarda polityka wobec migracji: Lindner chce odesłać uchodźców, gdy zostanie przywrócony pokój w Syrii. Innym – modernizacja systemu edukacji i inwestycje w infrastrukturę. W słynnej już wypowiedzi lider FDP, który z powodu młodego wieku i wielkich umiejętności retorycznych często jest porównywany do Emmanuela Macrona, opowiedział się także za uznaniem de facto okupacji Krymu przez Rosjan.
Ale to w sprawach europejskich wejście FDP do koalicji rządowej doprowadziłoby zapewne do największego zwrotu.