Niemcy zadecydują za niespełna dwa tygodnie, jaki będzie skład Bundestagu. Kto zostanie kanclerzem, będzie wiadomo nieco później, gdy zakończą się negocjacje koalicyjne. Do tej pory było tak, że kanclerzem był zawsze przywódca lub przywódczyni partii zwycięskiej, która miała raczej niewielkie problemy ze znalezieniem partnera koalicyjnego zapewniającego większość w Bundestagu.
Od 2005 roku szefem rządu jest Angela Merkel, której ugrupowanie wygrało trzy wybory z rzędu. Ona też ma największe szanse na czwartą kadencję na tym stanowisku. Ale tegoroczne wybory parlamentarne różnią się zdecydowanie od wszystkich poprzednich.
Więcej partii
W Bundestagu pojawi się prawdopodobnie nowa partia polityczna. Będzie to prawicowa i antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec (AfD). Nie ma szans na udział w rządach, gdyż pozostałe ugrupowania polityczne nie mają zamiaru współpracować z partią oskarżaną o to, że ma w swoich szeregach polityków sympatyzujących z ruchem neonazistowskim. Ale kilkudziesięciu posłów AfD zastąpi w parlamencie taką samą liczbę deputowanych zasiadających tam obecnie. Co więcej, ze wszystkich sondaży wynika jednoznacznie, że do Bundestagu powrócą po czterech latach przerwy liberałowie z FDP. Oni także mogą liczyć na kilkadziesiąt mandatów. Oznacza to, że w liczącym 630 miejsc Bundestagu zasiadać będą posłowie sześciu partii politycznych, a nie – jak obecnie – czterech.
To zmiana rewolucyjna. Może się okazać, że do utworzenia koalicji rządowej nie wystarczy, jak do tej pory, porozumienie dwu partii, lecz trzech. To w przypadku, gdy ugrupowanie Merkel (CDU/CSU) wspólnie z naturalnym w przeszłości partnerem w postaci FDP nie uzyska większości w Bundestagu. Wtedy zajdzie konieczność dokooptowania trzeciego koalicjanta.
– Jestem gotowa współpracować z każdym ugrupowaniem z wyjątkiem Die Linke oraz z AfD – zapewnia Merkel. Pozostają więc Zieloni oraz SPD. Pierwsi nie mówią nie, ale ich warunki mogą być nie do zaakceptowania w takich sprawach, jak walka o czyste powietrze, co m.in. oznacza pożegnanie się nie tylko z dieslem przez potężny i wspierany przez CDU i FDP przemysł motoryzacyjny, ale i szybkie przejście na napęd elektryczny. – Trudno mi sobie wyobrazić koalicję CDU/CSU, FDP, Zieloni – mówi Christian Lindner, szef liberałów. Współpracy z Zielonymi nie chce też Horst Seehofer. Nie tylko z powodu liberalnego podejścia Zielonych do sprawy imigracji i uchodźców.