Oznacza to, że Katar nie zamierza ulec blokowi państw sunnickich pod wodzą Arabii Saudyjskiej. Saudyjczycy traktują szyicki Iran jako śmiertelnego wroga. Od sojuszników, nie tylko arabskich, coraz śmielej zaczynają wymagać, by zajmowali podobne stanowisko.
W lipcu grupa państw arabskich pod przewodnictwem Arabii Saudyjskiej postawiła Katarowi ultimatum. Zniesienie izolacji małego bajecznie bogatego emiratu uzależniła od spełnienia 12 żądań. Na pierwszym miejscu było obniżenie rangi stosunków z Islamską Republika Iranu, zamknięcie placówki dyplomatycznej tego kraju w Dausze, zerwanie wszelkich wojskowych i wywiadowczych form współpracy i wydalenie przedstawicieli irańskiej Gwardii Rewolucyjnej.
Władze katarskie od razu stwierdziły, że spełnienie żądań oznaczałoby utratę suwerenności. Ultimatum zakładało też m.in. zamknięcie nadającej na całym świecie telewizji Al-Dżazira, zerwanie współpracy wojskowej z Turcją, całkowite odcięcie się od organizacji, które Saudyjczycy uznają za terrorystyczne (przede wszystkim Bractwa Muzułmańskiego, którego na Zachodzie nie określa się jednak takim mianem).
Teraz w sprawie pierwszego punktu na liście żądań Katarczycy postąpili odwrotnie niż chcieliby silniejsi sunnicy bracia. Katarski ambasador ma wrócić (nie wiadomo jeszcze kiedy dokładnie) do Teheranu po przeszło półtorarocznej nieobecności.
Jak napisał portal Al-Dżaziry, MSZ w Dausze podało na dodatek, że zacieśnienie współpracy z Republiką Islamską ma dotyczyć "wszystkich dziedzin".