Mark Zuckerberg: Prezydent rodem z Facebooka

Mark Zuckerberg zaprzecza, że wystartuje w wyścigu do Białego Domu. Ale robi coraz więcej w tym kierunku.

Aktualizacja: 11.08.2017 06:07 Publikacja: 10.08.2017 19:05

Mark Zuckerberg: Prezydent rodem z Facebooka

Foto: Bloomberg

Po co piąty najbogatszy człowiek świata rozmawiałby z farmerem z Iowa o życiu? Czy nie wie, czym zająć czas? Nie ma hobby? W przypadku Zuckerberga to absurdalne założenie. Pozostaje jedna odpowiedź – twórca Facebooka zaczyna budować poparcie w kluczowych stanach Ameryki przed kolejną bitwą o Biały Dom.

W ostatnich tygodniach amerykańskie media huczą od spekulacji o planach politycznych założyciela największej sieci społecznościowej świata. Wszystko zaczęło się na początku rok, gdy Zuckerberg zapowiedział, że odwiedzi nie tylko Iowę, gdzie odbywają się pierwsze prawybory w walce o Biały Dom, ale każdy z pozostałych 49 pozostałych stanów Ameryki. Od tego czasu regularnie pojawiają się profesjonalne zdjęcia miliardera u boku „zwykłych" Amerykanów. A to doi krowę w Wisconsin, a to łowi krewetki u wybrzeży Luizjany, a to je kolację w domu robotniczej rodziny w Ohio.

Wcześniej „Zuck" zmienił status kierowanej przez siebie spółki w taki sposób, aby móc sprawować funkcje publiczne przy zachowaniu przynajmniej pośredniej kontroli nad swoim biznesem. Przy okazji świąt Bożego Narodzenia oświadczył także, że „religia jest dla niego bardzo ważna", choć do tej pory twierdził, iż jest ateistą.

– To był czas, kiedy wszystko podawałem w wątpliwość. Ale teraz przemyślałem wiele rzeczy – tłumaczył Zuckerberg, który wychował się w religijnej rodzinie żydowskiej.

Jak pokazują ankiety fundacji Pew, ogromna większość Amerykanów wiele swoim prezydentom jest gotowa wybaczyć, ale osoby, która nie wierzy w Boga, nie wybierze.

Geniusz mediów społecznościowych zdaje się powoli budować ekipę, która poprowadzi go do Białego Domu. W swojej fundacji charytatywnej zatrudnił już Davida Plouffe, który poprowadził legendarną kampanię wyborczą („Yes, we can!") Baracka Obamy w 2008 r. a także specjalistę od badania opinii publicznej oraz byłego doradcę Obamy i Hillary Clinton Joela Bensona.

– Zuckerberg niewiele jeszcze wie o polityce, musi sporo się nauczyć. Większość naszych prezydentów nie była profesjonalnymi politykami. Ma szansę, ale wówczas będzie musiał się zmierzyć z Donaldem Trumpem, bo ten reelekcji nie odpuści – mówi „Rz" Karlyn Bowman z konserwatywnego American Enterprise Institute (AEI) w Waszyngtonie.

I rzeczywiście, jeśli wierzyć pierwszym sondażom, Zuckerberg bez szans nie jest. Nawet ma je całkiem spore. Instytut Zogby podaje, że w starciu z Trumpem twórca Facebooka wygrałby stosunkiem 43 do 40 proc. (16 proc. głosowałoby na kandydata niezależnego). To niewiele gorszy wynik niż uzyskałaby faworytka demokratów, senator Elizabeth Warren (46 do 37 proc.) czy również zdobywająca coraz większą popularność senator z Kalifornii Kamala Harris (41 do 38 proc.).

– To wszystko jest bardzo wczesny etap. Nie przywiązywałabym zbytniej wagi do tych sondaży – mówi Bowman.

Ale Guy Sorman, francusko-amerykański politolog i pisarz, ostrzega w rozmowie z „Rz": plany Zuckerberga są śmiertelnie poważne, a jego szanse na wygraną duże. Bo demokraci po prostu nie mają wiele do zaoferowania. I tak, jak w 2016 r. wielu Amerykanów postawiło na Trumpa, bo nie było lepszego kandydata, a rok później Francuzów na Macrona, tak i w 2020 r. równie wielu postawi na Zuckerberga".

Dla miliardera z Palo Alto kalendarz ułożyć lepiej się nie mógł. Urodzony w 1984 r., tuż przed przyszłymi wyborami skończy 35 lat, co jest warunkiem startu w wyborach prezydenckich.

Na razie Zuckerberg nie ogłosił programu wyborczego, ale zajmował już stanowisko w wielu sprawach dotyczących spraw publicznych. To składa się na wizję Ameryki, która jest o wiele bliższa demokratom, niż republikanom. Ostro zareagował na zapowiedź Trumpa, że wycofa podpis Ameryki pod porozumieniem o ograniczeniu zmian klimatycznych z Paryża.

– Ograniczenie emisji dwutlenku węgla to jedno z najważniejszych wyzwań naszych czasów. Nie uda się bez współdziałania całej wspólnoty międzynarodowej – napisał.

Za tym idzie zaangażowanie w rozwój odnawialnych źródeł energii: Facebook już zapowiedział, że będą one w całości zasilać jego centra danych.

Zuckerberg jest też zwolennikiem objęcia wszystkich Amerykanów ubezpieczeniem zdrowotnym. Idzie więcej dalej, niż Obamacare. Bo, jak ostrzega, postępująca automatyzacja produkcji i usług spowoduje, iż coraz więcej ludzi trwale pozostanie bez pracy. Nie można ich zostawić bez pomocy.

Częścią proponowanych przez miliardera programów opieki socjalnej mają też być kilkumiesięczne płatne urlopy po urodzeniu dziecka. Z kolei dzieci nielegalnie przebywających w USA emigrantów powinny zostać automatycznie objęte systemem amerykańskiego szkolnictwa. W tej dziedzinie Zuckerberg idzie zresztą jeszcze dalej. Jego zdaniem szkoły w USA muszą w coraz większym stopniu stawiać na indywidualny cykl nauczenia, bo każde dziecko „wchłania wiedzę na swój sposób, w swoim rytmie".

Zdecydowany przeciwnik amerykańskiego, prewencyjnego systemu więziennictwa, szef Facebooka, popiera także wprowadzenie minimalnego dochodu dla najuboższych, szerokiego programu budownictwa socjalnego, darmowego dostępu do Internetu. Wszystko to, przynajmniej w jakimś stopniu, stara się promować poprzez swój fundusz charytatywny (zapowiedział, że w trakcie życia odda na cele społeczne 99 proc. wartego dziś 75 mld dolarów majątku, choć wielu ma wątpliwości, czy tak się rzeczywiście stanie).

Ale Guy Sorman uważa, że plany Zuckerberga idą znacznie dalej. – Jest częścią wizjonerów z Doliny Krzemowej, do których należy szef Tesli Elon Musk, twórca Cisco Leonard Bosack czy Google'a Sergey Brin i Larry Page. Oni mają niemal mesjanistyczną wizję świata. Wierzą, że nawet śmierć to tylko choroba, którą można wyleczyć. Że nie ma granic postępu. Z takim programem Zuckerberg może zostać wybrany, ale jak już będzie w Białym Domu, okaże się, że nie potrafi skutecznie rządzić, bo nie ma tu żadnego doświadczenia. Mimo wszystko od Trumpa gorszy nie będzie, to nie jest możliwe.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: jedrzej.bielecki@rp.pl

Po co piąty najbogatszy człowiek świata rozmawiałby z farmerem z Iowa o życiu? Czy nie wie, czym zająć czas? Nie ma hobby? W przypadku Zuckerberga to absurdalne założenie. Pozostaje jedna odpowiedź – twórca Facebooka zaczyna budować poparcie w kluczowych stanach Ameryki przed kolejną bitwą o Biały Dom.

W ostatnich tygodniach amerykańskie media huczą od spekulacji o planach politycznych założyciela największej sieci społecznościowej świata. Wszystko zaczęło się na początku rok, gdy Zuckerberg zapowiedział, że odwiedzi nie tylko Iowę, gdzie odbywają się pierwsze prawybory w walce o Biały Dom, ale każdy z pozostałych 49 pozostałych stanów Ameryki. Od tego czasu regularnie pojawiają się profesjonalne zdjęcia miliardera u boku „zwykłych" Amerykanów. A to doi krowę w Wisconsin, a to łowi krewetki u wybrzeży Luizjany, a to je kolację w domu robotniczej rodziny w Ohio.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
Nowe stanowisko Aleksandra Łukaszenki. Dyktator zakładnikiem własnego reżimu
Polityka
Parlament Europejski nie uznaje wyboru Putina. Wzywa do uznania wyborów za nielegalne
Polityka
W USA trwają antyizraelskie protesty na uczelniach. Spiker Johnson wybuczany
Polityka
Kryzys polityczny w Hiszpanii. Premier odejdzie przez kłopoty żony?
Polityka
Mija pół wieku od rewolucji goździków. Wojskowi stali się demokratami