11 lipca prezydent zdecydował, że na wolność wyjdzie jeden ze złodziei. Skazano go na trzy lata więzienia i odsiedział połowę wyroku. Duda zgodził się na jego wyjście i zawieszenie reszty kary. To najświeższy przypadek zastosowania ułaskawienia przed prezydenta. Skazany może jednak mówić o dużym szczęściu. Głowa państwa po to uprawnienie sięga niezwykle rzadko.
Za kilka dni minie rok od rozpoczęcia urzędowania Dudy, więc „Rzeczpospolita" postanowiła porównać statystyki ułaskawień jego i poprzedników. Wynika z nich, że tak surowego prezydenta jeszcze nie mieliśmy.
Jak dotąd najczęściej z prawa łaski korzystał Lech Wałęsa. Ułaskawił aż 3454 osoby, czyli średnio 691 rocznie. – To zdecydowanie za dużo. Przeżywaliśmy dziecięcą chorobę polskiej demokracji – mówi karnista prof. Piotr Kruszyński.
Trend początkowo utrzymywał też Aleksander Kwaśniewski. W pierwszej kadencji ułaskawił 3295 skazanych (przeciętnie 659 rocznie). W drugiej prawo łaski zastosował jednak już tylko 993 razy (średnio 199 rocznie). Ale wtedy na jaw wyszły skandale z ułaskawieniem m.in. skazanego w aferze starachowickiej Zbigniewa Sobotki.
Prawdopodobnie dlatego zdecydowanie rzadziej kary darował Lech Kaczyński. Zrobił to tylko 201 razy, średnio 40 rocznie.