Powszechnie spodziewano się, że na szczycie NATO w Brukseli amerykański prezydent będzie się zachowywał prowokacyjnie. Ale to, co się stało, przekroczyło najśmielsze oczekiwania. Donald Trump zagroził, prawie, wycofaniem USA z NATO. O Władimirze Putinie, z którym się spotka w poniedziałek w Helskinakch, mówił: – Nie mogę powiedzieć przyjaciel, bo mało się znamy. Ale może w przyszłości.
Dyplomaci w sojuszu nie mają wątpliwości. – Tutaj potrzebny jest psycholog. Inaczej nie zrozumiemy, o co mu chodzi – mówi nieoficjalnie jeden z nich. Pierwszego dnia szczytu w środę Trump z rana zaatakował Angelę Merkel, uznając, że poparcie Niemiec dla projektu Nord Stream 2 świadczy o kompletnej zależności tego kraju od Rosji. Potem jednak spotkał się z niemiecką kanclerz na dwustronnej rozmowie i zapewniał o świetnych relacjach. W miarę spokojnie zachowywał się także w czasie głównej sesji szczytu NATO, która była poświęcona jego ulubionemu tematowi, czyli zwiększaniu wydatków na cele wojskowe, i podpisał się pod wspólną deklaracją sojuszu. Mimo że kilka tygodni wcześniej odmówił poparcia USA dla wspólnej deklaracji G7.
Czytaj także: Juncker chwiał się na szczycie NATO
Nawet w czasie kolacji przywódców nie doszło do żadnych kontrowersji. Wydawało się zatem, że nic się już nie wydarzy, bo drugi dzień szczytu miał być tylko wypełniony spotkaniami z przywódcami Gruzji i Ukrainy. Wszystkie media zatem doniosły w czwartek rano, że było – jak na standardy amerykańskiego prezydenta – wyjątkowo spokojnie.
Natychmiast!
Trump po tej lekturze wpadł spóźniony, i wściekły, na poranną sesję ukraińsko-gruzińską i zaczął atakować sojuszników, że mają więcej wydawać na cele wojskowe. – Natychmiast – miał żądać Trump.