Departament Stanu USA w specjalnym raporcie poinformował, że na terenie Rosji znajdują się obozy pracy, w których w niewolniczych warunkach pracują tysiące osób przywożonych z Korei Północnej. Według tych informacji dzieje się to zgodnie z odpowiednim porozumieniem między Moskwą i Pjongjangiem.
Podczas prezentacji raportu sekretarz stanu USA Rex Tillerson oświadczył, że za roboczą siłę Kreml rozlicza się bezpośrednio z reżimem Kima, co przynosi mu kilkaset milionów dolarów rocznie. Jak twierdzi, północnokoreańscy pracownicy pracują w Rosji nawet po 20 godzin dziennie. W Waszyngtonie twierdzą, że robotników z Korei Północnej wykorzystują również Chiny.
– Porozumienie to zostało podpisane w czasach radzieckich. Korea Północna do dzisiaj spłaca Rosji długi, które miała wobec ZSRR. Tania siła robocza jest dostarczana w ramach spłaty tych długów – mówi „Rzeczpospolitej" prof. Andriej Suzdalcew z prestiżowej Wyższej Szkoły Ekonomii w Moskwie. – Widziałem na własne oczy robotników z Korei Północnej przy wyrębie lasu w obwodzie amurskim. Pracują przeważnie we wschodnich regionach Rosji. Ale nikt nie zmusza ich do pracy tutaj, w każdej chwili mogą wrócić – twierdzi.
Rosyjscy obrońcy praw człowieka twierdzą, że zrezygnować z takiej pracy robotnicy nie mogą, ponieważ są kontrolowani przez północnokoreańskie służby, a ucieczka z takiego miejsca wiązałaby się nawet ze śmiercią. – Takie miejsca są nawet w Moskwie. Robotnicy ci wykonują polecenia jakichś ludzi z Ambasady Korei Północnej w Rosji. To oni załatwiają za nich wszystkie formalności i obserwują każdy ich ruch – mówi „Rzeczpospolitej" Jelena Burtina z moskiewskiego Komitetu Wsparcia Obywatelskiego. To m.in. dzięki jej staraniom północnokoreański uciekinier Kim, o którym kilka miesięcy temu pisała „Rzeczpospolita", otrzymał azyl w Rosji. Trzykrotnie rosyjskie władze chciały wydalić go do Północnej Korei. Miał szczęście, gdyż status uchodźcy w Rosji ma jedynie około 800 obcokrajowców. Rosyjskie służby migracyjne niechętnie przyznają ten status i ograniczają się przeważnie do „tymczasowego azylu".
Obrońcy praw człowieka uratowali też kilka lat temu innego obywatela Korei Północnej, który uciekł z obozu pracy w Rosji. Historia, którą opisywały rosyjskie media, przypominała film akcji. Mężczyzna został porwany w Moskwie tuż pod budynkiem ówczesnej Federalnej Służby Migracyjnej Rosji (teraz obowiązki tego urzędu pełni MSW), gdy chciał złożyć wniosek o azyl. Co ciekawe, porwały go północnokoreańskie służby przy biernym udziale rosyjskiej policji. – Zagipsowano mu nogi, żeby nie mógł uciekać, i próbowano wywieźć do Korei Północnej. Jakimś cudem urwał się im i wtedy wkroczyli obrońcy praw człowieka oraz ONZ. Teraz ten człowiek znajduje się w Korei Południowej – opowiada Burtina.